Nie jesteś zalogowany na forum.
Addie poczuła lekki rumieńce, kiedy Robin wspomniała jak nazywa ją Ull. To było bardzo osobiste wyznanie, ale jak się już zdążyła zorientować Ull wysyłał Robin bardzo sprzeczne sygnały.
- Min azure, ładnie - stwierdziła z lekkim uśmiechem. Ją Loki nazywał swoim słońcem.
- Faceci wbrew pozorom są cholernie skomplikowani. Ull ma pewien bagaż życiowy i podejmuje decyzje opierając się na nich. - nie chciała go tłumaczyć, musiała zagrzać ich do walki, inaczej sobie odpuszczą i będą cierpieć. Oboje. Ona to przechodziła i doskonale wiedziała, z czym się to je.
- Nie chcę go usprawiedliwiać, bo nie postępuje wobec ciebie fair. -zaczęła spokojnie - To nigdy nie jest tylko seks. Sam to powiedział - dodała by była jasność w tej sprawie. - Kiedy relacja staje się głębsza, trzeba się zdecydować czy chce się to ciągnąć czy odpuścić. Najwidoczniej on nie podjął jeszcze decyzji. - Dodała pewniejszym głosem. Przeszło jej przez myśl, ona by dużo dała by ktoś tak jej poradził kiedy tego potrzebowała. Chociaż sama doszła do tego, że musi walczyć o swoje szczęście, to nikt jej w tym nie wsparł. Było jej z tym ciężko.
- Nie jest tak. On tak nie myśli. Przynajmniej nie teraz. Może wcześniej. Ale to, że był gotów bronić cię własną piersią mówi, że jesteś dla niego ważna. - Addie wiedziała, że Robin nie jest mu obojętna. Tylko on z jakiegoś powodu bał się pójść dalej.
- Niech go tylko złapie. - syknęła poprawiając się na siedzeniu. - Ale wracając. Nie musisz odpowiadać, ale wydaje mi się, że.. zakochałaś się..
Offline
Robin wysłuchała Addie. Wiedziała, że Ull nie miał łatwo w życiu, ona też nie, ale mimo wszystko próbowała jakoś przełamać zła passe, która ostatnimi czasy wydawala się do niej wręcz przyczepić. Najwyraźniej nie było to takie łatwe a może nawet nie możliwe, i sama sobie wmawiała, że mogła coś zmienić. Kiedy Addie dość bezpośrednio powiedziała na głos, że się Robin najwyraźniej zakochała, w jej oczach no nowo rozbłysnęły łzy. Wiedziała o tym od jakiegoś czasu, chociaż nie chciała tego mówić na głos nawet samej sobie, teraz zdała sobie sprawę z tego, że był to dobry pomysł. Odwróciła się do blondynki plecami i skuliła się na łóżku ukrywając głowę w ramionach.
-Nawet jeśli, to w tej chwili i tak to nie ma znaczenia. Gdyby się dowiedział...zniknąłby. Dzisiaj, przed chwilą mnie w tym tylko utwierdził- Wydukała, bo płacze nie pozwolił jej mówić normalnie. Domyślała się, że pobudka będzie bolesna, ale nie spodziewała się tego jak bardzo.
-Czym sobie na to zasłużyłam. Dlaczego nie mogę tak jak inni mieć kogoś bliskiego. Nie chcę być sama mam już tego dosyć- Powiedziała pociągając nosem -W czym jestem gorsza od ciebie. Co Ty takiego zrobiłaś, że zasłużyłaś na to, aby mieć męża, dzieci. A czego ja nie zrobiłam, aby chociaż czuć się komuś potrzebna
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie ścisnęło w żołądku, kiedy zaczęła płakać. Dobrze znała ten ból.
- Tak ci powiedział? Że zniknie jeśli przyznasz, że go kochasz - Addie nie była tego pewna, Loki nie raz kazał jej odejść, a tak naprawdę, jedyne o czym myślał to nie wypuścić jej z rąk.
Kiedy zaczęła się do niej porównywać, i jej łzy stanęły w oczach. Podsunęła się do dziewczyny i objęła ją delikatnie od tyłu.
- Zasługujesz na wszystko co najlepsze - powiedziała przytulając policzek do jej pleców.
- Pozwól, że coś ci pokażę - powiedziała pociągając nosem. Wyciągnęła dłoń przed dziewczynę czekając na możliwość pokazania jej jak wyglądało jej życie z Lokim.
Kiedy poczuła uścisk na swojej dłoni weszła w głąb swojego umysłu. Chciała pokazać Robin co zniosło jej serce, jak ją ranił.
Pierwsza wizja przedstawiła ją i Lokiego stojących w ogrodzie, przy kamiennej balustradzie
- Jasne zawsze znajdzie inny winny, tylko nie ja - sarknął odpychając się od balustrady. Przeszedł nerwowo kilka kroków.
- Przestań mnie usprawiedliwiać do cholery - warknął patrząc prosto na nią. - Zataiłem przed tobą, że straciliśmy nasze dziecko, a ty przychodzisz tu, opowiadasz o swoich postępach w nauce i udajesz, że nic takiego się nie stało. Owszem stało - wysyczał.
- Mam cię obwinić? Dobra, nie ma sprawy i tak już zbyt wiele rzeczy przemilczałam -odpowiedziała wściekle - Nawaliłeś Loki. Znowu! - krzyknęła.
-Wreszcie! - znów sarknął.
- Stawiasz mnie w sytuacji, w której muszę wyrzec się swoich wartości. Znowu - złagodziła ton.- Znów muszę cię bronić i tłumaczyć cię przed wszystkimi, nawet przed samą sobą, bo nie potrafisz się otworzyć i pokazać jaki jesteś naprawdę. Nie rozumiesz? Robię to wszystko, bo cię kocham - w jej oczach zatańczyły łzy.
- Więc może powinnaś przestać
- Nie potrafię! - wykrzyczała próbując zapanować nad łkaniem.
- Naprawdę jesteś tak ślepa? - zmrużył oczy. - Nasz związek jest toksyczny. Nic tylko ranimy się nawzajem - podszedł, zatrzymują się dwa kroki od niej.
- Ja znów ranie ciebie, a ty wybaczysz mi każdy mój występek. Tak dłużej być nie może - westchnął zrezygnowany.
- Tu się akurat zgadzamy. Nie możemy tak dłużej - uniosła dumnie głowę.
Spojrzała mu prosto oczy. Widziała w nich jedynie ból i poczucie straty.
- Skoro ty tego nie powiesz, ja to zrobię - niemal wyszeptał.
Następnie spojrzał w zapłakane oliwkowe oczy walcząc ze swoimi
- To koniec Addie - powiedział na wdechu po czym odwrócił się i odszedł w głąb ogrodu.
Zaczęła drżeć. Łzy leciały strumieniami po policzkach, zachwiała się na nogach
- Loki - z jej gardła wydobył się cichy szloch.
- To był dzień w którym mnie opuścił, uważał, że mniej będę cierpiała kiedy zniknie z mojego, życia. - Powiedziała zmieniając wizję. Pokazała rudej kilka scen, w których traktował ją jak powietrze, nawet nie patrzył w jej stronę kiedy przechodziła korytarzem. Na ucztach siadał obok niej, ale uciekał przy każdej okazji. Pokazała też kilka nocy, którą spędziła płacząc w poduszkę, ponieważ tęsknota była tak wielka, że zapierała dech. Nic jej było po pięknych strojach, w których chodziła, czy klejnotach na jej szyi. Pragnęła tylko niego.
Następna wizja była już z późniejszego okresu.
- To noc, w którą dowiedział się prawdy o sobie - ponownie się odezwała.
Podskoczyła przestraszona, gdy z wnętrza komnaty dotarł do niej odgłos trzaskanego drewna.
Wtargnęła do salonu gotowa na wszystko. Loki chodził szybkim krokiem przed biurkiem. Wzrokiem śledził swoje stopy.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Pod ścianą po prawej leżał roztrzaskany fotel, na którym zwykle siadał pracując przy biurku.
– Loki – powiedziała spokojnie zbliżając się o krok.
– Wyjdź – warknął nie zaszczycając jej spojrzeniem.
– Nie...– rzekła znów podchodząc krok do przodu. – Powiedz mi co się stało. Pomogę ci...
Z ust bruneta uciekło kpiące prychnięcie po czym wyraz jego twarzy znów się zmienił. Buzował w nim nieopisany gniew.
– Musisz się uspokoić – próbowała do niego dotrzeć. Jednak ciężko było jej zapanować nad własnym drżącym głosem.
Loki stanął. Powoli obrócił się w jej stronę. Zauważyła jak jego ciało zaczyna drżeć.
Cofnęła się praktycznie pod samą ścianę. Jego oczy były utkane z czystej furii. Zacisnął szczękę uwydatniając kości policzkowe.
– Wyjdź– syknął przez zaciśnięte zęby.
– Nie zostawię cię – odparła próbując zapanować nad drżeniem własnego ciała.
Loki znów przeszedł długość salonu. Zatrzymał się przy stoliku, na którym stał wazon wypełniony kwiatami, której już zaczynały więdnąc.
W chwili, gdy postanowiła znów spróbować do niego podejść zauważyła, jak się poruszył. Jednym płynnym ruchem złapał w dłoń biały wazon i cisnął nim w jej stronę. Jej jedyną reakcją było osłonięcie głowy.
Usłyszała jak tuż obok ucha przeleciał rzucony przedmiot. Skuliła się opadając na kolana. Krzyknęła.
- Stracił panowanie nad sobą. Rzadko kiedy to robił, ale kiedy wreszcie poznałam prawdę nie dziwiłam się mu. - znów zwróciła się do Robin. - Kiedy poszłam do niego do więzienia, korzystając z okazji znów złamał mi serce,
Pojawiła się kolejna wizja.
Stali w ciemnym kamiennym pomieszczeniu bez okien. Jedynym światłem była jedna mała pochodnia.
Loki westchnął głęboko. Przetarł dłońmi bladą twarz, a kajdany na nadgarstkach zadzwoniły złowieszczo.
– I co? Zobaczyłaś co chciałaś? Przyjemny widok? – zapytał ponownie dzwoniąc kajdanami.
– Przestań. Przyszłam, bo się martwiłam, tęskniłam za tobą. Nie umiem się pogodzić z tym co się stało! – wybuchła.
– Większej głupoty nie mogłaś zrobić – westchnął błądząc oczami po suficie. – W tej chwili masz wrócić na górę. Zapomnij o mnie. Rozumiesz?
– Nie – załkała. – Jak możesz tak mówić? Przecież ja cię kocham.
– Już ci kiedyś powiedziałem. Przestań to robić. Zajmij się sobą, a mnie daj spokój. Tak ciężko to zrozumieć?
Łzy płynęły po policzkach, zostawiając na nich mokre ścieżki.
– Loki, proszę...
Brunet podszedł do niej wolnym krokiem. Spojrzał jej prosto w oczy.
– Wracaj na górę i nie przychodź tu więcej. Nigdy – powiedział półszeptem.
– Musiałam tu przyjść. Zobaczyć cię, dotknąć – wyciągnęła dłoń by musnąć palcami jego policzek. Odsunął się w ostatniej chwili. Minął ją i kopnął w drzwi.
– Hej! Chce wracać. Zabierzcie mnie stąd – powiedział beznamiętnie.
Addie przerwała wizje. Ciężko było jej wracać do tego etapu jej życia, ale chciała, żeby Robin też to zobaczyła. Powoli wysunęła dłoń z jej uścisku.
- Takich sytuacji było więcej. Za każdym razem kiedy odwracał ode mnie wzrok czułam się jakbym się rozpadała. Tak wiele razy łamał mi serce, z premedytacją. Chciał, żebym odpuściła ale nie umiałam - powiedziała ocierając łzy z policzków.
- Walczyłam. Za każdym razem. Znosiłam każdą obelgę i milczenie. Odkąd oddałam mu serce nie umiałam już żyć inaczej. Walczyłam, wierzyłam w niego, wierzyłam, że mnie kocha. Nie poddawałam się, choć czasami brakowało mi sił. - wzięła głęboki oddech. Nie mogła teraz płakać. Chciała zagrzać Robin do walki.
- Pozwolił mi myśleć, przez trzy lata, ze nie żyje, zanim postanowił zdjąć zaklęcie. Dopiero wtedy, postanowił przyznać się od tego co czuje. Powiedział, że mówił mi te wszystkie okropne rzeczy, żebym zrezygnowała, ale kiedy widział, że to na nic, że wracałam silniejsza, tym trudniej było mu trzymać dystans. Dlatego poradzę ci to co sama uczyniłam. Walcz, nie jesteś dla niego zabawką, czy przelotnym romansem. To, że on boi się podjąć decyzje.. Zrób to za niego. Mi się opłaciło. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Offline
-Nie bezpośrednio- Nie powiedział jej tego wprost, ale przekaz podprogowy wydawał się być dość jasny, albo to ona źle to odebrała. Nie była już niczego pewna. W pewnym momencie drgnęła lekko, kiedy poczuła znajomy uścisk w okolicach skroni. Mimo to nie wyrywała się, nie miała na to siły. Urywki z życia Addie były cholernie ciężkie do zaakceptowania. Nie tak to powinno wyglądać. Czy naprawdę na tym miała polegać miłość, że bez względu na to jak druga osoba nas odtrącała to należało uparcie wracać i stawiać na swoim, pomimo to, że to tak cholernie bolało. Ona nie chciała odpuszczać, ale czuła się bezsilna w chwili, kiedy Ull ewidentnie sam nie chciał podejmować tej walki.
-Tylko nie wiem czy mi starczy na to sił- Odpowiedziała w końcu po chwili milczenia. Chciała walczyć o swoje, robiła wszystko co mogła, aby jakoś odwrócić swoje życie, ale ta walka stawała się coraz trudniejsza, wymagała od niej więcej poświęceń niż spodziewała się na początku.
-Powiedział, że zostanie tak długo, aż ja mu nie każę odejść- Wspomniała jego słowa. Może powinna zrobić to inaczej. Chwycić go za rękę, kiedy odchodził i ostatecznie zatrzymać. Tym razem to ona odpuściła więc on zrobił to samo. Przymknęła na chwilę oczy bo poczuła się z tym cholernie źle. Przetarła dłońmi twarz ścierając z niej resztki łez.
-Wiesz, muszę to przemyśleć, zastanowić się nad tym wszystkim- Nie była w stanie teraz powiedzieć niczego sensownego. Podjąć żadnych decyzji, bo niczego nie była pewna. Czy naprawdę powinna w to brnąć pomimo tego, że on się bał. Może gdyby zobaczył, że ona się nie boi, że nie dba o to czy ją zrani czy nie, że jej uczucia do niego były silniejsze niż jakie kolwiek słowa jakie wypowie, to coś do niego by dotarło.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Skoro tak, to powiedz mu, żeby został. Sam oddał ci władzę- próbowała jeszcze raz ją zmotywować. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to trudne. - Może już czas skończyć z niedomówieniami i postawić sprawę jasno. Zaryzykuj, bo odnoszę wrażenie, że warto - uśmiechnęła się do niej. Pogładziła ją delikatnie po włosach.
- Dobrze - pokiwała głową kiedy pojęła, że ruda chce zostać sama. - Gdybyś mnie potrzebowała, wiesz gdzie szukać- uśmiechnęła się lekko i powoli wstała z łóżka. Kilka pierwszych kroków sprawiło, że skrzywiła się z bólu. Spojrzała na nią przechodząc przez próg pokoju. Kiedy zamknęła za sobą drzwi wzięła głęboki oddech. Ni miała ochoty wracac do siebie. Za cel obrała schody. Powoli stawiała stopy na kolejnych stopniach. Uśmiechnęła się kiedy zeszła na parter. Ruszyła w nieznanym sobie kierunku, jeszcze nie miała okazji obejrzeć tego miejsca. Wreszcie doszła do drzwi tarasowych. Wyszła na zewnątrz chłonąc promienie słońca. Jej uśmiech poszerzył się kiedy poczuła zapach kwiatów. Przez chwilę poczuła się jak w domu. Rozmowa z Robin przywołała smutne wspomnienia, ale z perspektywy czasu nie żałowała tego, że się nie poddała. Gdyby to zrobiła, pewnie nie miałaby teraz rodziny, a może wyglądałaby inaczej. Odyn odesłałby ją na ziemię gdyby o to poprosiła. Tego była pewna, tylko czy umiałaby odnaleźć szczęście na ziemi, bez niego?
Kiedy dostrzegła znajoma postać przybrała grobową minę.
- Królowo - uśmiechnął się do niej lekko - Nie za wcześnie na spacery? - zapytał zatrzymując się tuż przed nią.
- Jeśli wszystko się pali i wali, nie mam wyboru, muszę wstać - powiedziała surowo.
- Ajj ktoś ci podpadł - stwierdził z uśmiechem.
- Oo.. żebyś wiedział - westchnęła z kwaśnym uśmiechem.
- Za co znowu? - zapytał domyślając się, że chodzi o niego.
- Możesz mi powiedzieć, czemu zachowujesz się jak rozwydrzony szczeniak? - syknęła zakładając ręce na piersi.
- Ja? - prychnął zdziwiony?
- A kto? Czemu znowu łamiesz jej serce? - zapytała wprost.
- Widocznie tak trzeba - mruknął i minął ją.
Addie nie zamierzała odpuścić, starała się dotrzymać mu kroku, ale jej stan jeszcze na to nie pozwalał. Weszła za nim do holu. Blondynka skrzywiła się kiedy rana zapiekła. Musiała go zatrzymać. Złapała za wazon, który stał na stoliku i bez wahania cisnęła nim o ścianę tuż obok Ulla. Szatyn zatrzymał się i spojrzał na blondynkę mrużąc oczy.
- Odbiło ci? - sarknął.
Addie złapała się pod boki. Oparła ciężar ciała na jednej nodze.
- Może - wzruszyła ramionami. - Wytłumacz mi jedną rzecz… - przeszła na asgardzki. Znajdowali się pod swoim korytarzem, nie chciała, żeby Robin czy Clint wiedzieli o czym mówią. - Dlaczego najpierw mówisz jedno, a robisz całkowicie na odwrót- dodała
- Robię to co powinienem zrobić na początku, stawiam granice.
- O czym ty pieprzysz! - uniosła głos. - W Nidavellir mówiłeś coś innego, czemu zmieniłeś zdanie?
- To nie jest takie proste Adds.. - westchnął zrezygnowany.
- Brawo, tak funkcjonuje świat, nie jest prosty- zadrwiła. Nie zamierzała mu odpuszczać. - I w związku z tym chcesz być sam? Tak? Bo tak jest łatwiej?
- Nie jest łatwiej.
- To dlaczego ja odtrącasz? Ona cię lubi. Ty lubisz ją, w czym tkwi problem? - dodała spokojniej.
- Nie nadaje się do tego - odpowiedział bardzo mocno ogólnikowo. Nie mógł jej powiedzieć prawdy, znienawidzi go tak samo jak Robin.
- No to zrób tak żebyś się nadawał. - odparła zdenerwowana.
Ull prychnął ze śmiechem.
- Jakie to oczywiste - zadrwił
- Tak i wiesz co jeszcze jest oczywiste? Tchórzysz i tyle - powiedziała to co chodziło jej po głowie od początku ich rozmowy.
Ull westchnął smutno. Nie widział innego wyjścia. Nie chciał jej ranić, bo jeśli dalej będzie brnął w to kłamstwo i wszystko się wyda, zostanie sam.
- Przecież nie jestem ślepa. - powiedziała Addie podchodząc do niego - Widzę, że łączy was relacja. Piekielnie trudna, ale też zaczyna nabierać swoich pięknych barw. Nie rób tego sobie, nie rób tego jej. - powiedziała ledwo panując nad głosem.
Ull musiał przyznać, że słowa Addie spokojnie mogłyby być słowami, które wypowiedziało by jego głupie serce, gdyby miało głos. Rozsądek nadal podsyłał szepty, ze to zły pomysł. Teraz doszedł nowy argument. Ona być może umiera. Co się stanie jeśli nie znajdzie rozwiązania problemu, ona odejdzie i zostawi go samego. Nie zniesie tego, nie kolejny raz.
Addie zaczęła czuć jego smutek i strach. Kurwa, nie spodziewała się, że serio się tego boi. Podeszła do niego i powoli wsunęła w jego ramiona. On ostrożnie ją objął opierając brodę na czubku jej głowy. Stali tak przez chwile nic nie mówiąc.
- Jesteś strasznie upierdliwa - powiedział odsuwając się od niej.
- Ktoś musi za was zbłąkane owieczki - uśmiechnęła się wycierając policzki, ponieważ kilka łez zdarzyło po nich spłynąć.
- Nie jestem, baranem, ani osłem? - zmrużył oczy.
- Mogę ci jeszcze nawrzucać jak chcesz- odparła ze śmiechem.
- Podziękuje. Idziesz na górę? - zapytał spoglądając w stronę schodów.
Addie pokręciła głowa.
- Idę odpocząć. Korzystać ze słońca - odparła z ulga.
Ull pokiwał głowa.
- Tylko nie szarżuj. A wieczorem partyjka mancali - spojrzał na nią z wyzwaniem.
Blondynka pokiwała entuzjastycznie głowa. Ull mrugnął do niej i ruszył na piętro. Kiedy wdrapał się po schodach. ruszył przez korytarz do swojego pokoju. Kiedy zamknął za sobą drzwi zrzucił koszulę i rzucił ją w kąt. Usiadł na parapecie. Chłód kamienia otrzeźwił jego myśli.
Offline
Dziewczyna zastanawiała się nad tym co powiedziała Addie. Prawdą było, że jej życie było w jej rękach, ale jak miała to zrobić jeżeli osoba, która była w stanie jej w tym pomóc, w pewnych momentach po prostu uciekała. Ten temat powracał jak bumerang. Za każdym razem, kiedy próbowała odsunąć to od siebie i oszukiwać się, że przecież bez żadnych jasnych deklaracji da się dobrze żyć, to ostatecznie zdarzały się takie sytuacje jak ta, które jej udowadniały, że się myli. Głowa zaczęła ją boleć od natłoku myśli, które nie mogły w żaden sposób znaleźć właściwego ujścia. Podniosła się z łóżka i rozejrzała po pokoju. Jej wzrok spoczął na karafce wina. Uśmiechnęła się lekko do siebie. Czas na najbardziej oczywisty i klasyczny sposób poradzenia sobie z problemem. Może jak zagłuszy wątpliwości czy swój własny strach to wszystko stanie się prostsze. Ruszyła w stronę wina i chwyciła w dłonie zimny kryształ. Nie chciało się jej bawić w kieliszki, czy kulturalne picie. Chciała się nachlać, może pójść spać licząc na to, że jakoś ją w pewnym momencie oświeci. Upiła z karafki solidny łyk wina, który od razu podrażnił jej gardło rozchodząc się po jej ciele przyjemnym ciepłem. Podeszła do okna, które prowadziło na taras i pchnęła drzwi, które jej ustąpiły. Świeże powietrze uderzyło ją w twarz, a kwiatowa woń przedarła się do jej nosa. Uśmiechnęła się lekko.
-Nawet w takim miejscu- Mruknęła i pociągnęła jeszcze kilka łyków wina. Oparła się o balustradę podziwiając przez chwilę widoki, aż w końcu zsunęła się po niej na podłogę.
Jedna butelka jej nie wystarczy, pomyślała, kiedy w końcu udało się jej opróżnić do czysta karafkę. Czuła przyjemne szumienie w głowie, ale to nadal nie było to czego oczekiwała. Podniosła się z podłogi pomagając sobie dłonią, którą chwyciła się balustrady. Nieco zawirowało jej w głowie, ale postarała się to zignorować. Lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi do swojego pokoju i wyszła na pusty korytarz. Gdzieś tu musieli mieć jakąś piwniczkę z winami, a przynajmniej tak zazwyczaj bywało w tak okazałych dworach. Ruszyła w stronę schodów, które prowadziły na sam dół i rozpoczęło się jej błądzenie po korytarzach. Logika, która jeszcze działała w jej głowie podpowiadała jej, że im niżej zejdzie tym bliżej będzie swojego celu. Zaglądała ukradkiem do różnych pomieszczeń, kiedy schodziła coraz niżej, ale za każdym razem odkrywała z rozczarowaniem, że to jeszcze nie to
-No szybciej bo trzeźwieję...- Mruknęła do siebie, aż w końcu krajobraz zmienił się na bardziej styl lochów. Ładny marmur ustąpił miejsca kamieniowi, a temperatura spadła co najmniej o kilka stopni. W końcu dotarła do dość stromych krętych schodów, które prowadziły jeszcze niżej. To musiało być tam. Zaczęła ostrożnie stawiać kroki, ale kiedy była w połowie drogi ustawiła źle nogę i poślizgnęła się. W ostatniej chwili chwyciła dłonią metalowej balustrady, aby uchronić się przed spektakularnym upadkiem na sam dół.
-Cholera...- Jęknęła, a serce załomotało jej szybko -Powoli...- Powiedziała do siebie i kontynuowała swoją drogę. W końcu zeszła z ostatnich stopni, a jej oczom ukazało się przestronne pomieszczenie. Przy ścianach stały dużych rozmiarów beczki najpewniej z piwami najróżniejszego rodzaju, a na szeregu drewnianych półek były ułożone jedna na drugiej szklane butelki wypełnione czerwonym płynem. Robin uśmiechnęła się lekko do siebie i od razu podeszła do pierwszej lepszej półki. Sięgnęła po pierwszą z brzegu butelkę i szybkim ruchem ją odkorkowała, po czym pociągnęła solidny łyk wina. Westchnęła ciężko, kiedy alkohol na nowo rozpalił jej trzewia. Podeszła do pobliskiego krzesła i opadła na niego rozglądając sie po pomieszczeniu popijając co jakiś czas wino.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ciężar męczących go myśli był nie do zniesienia. Addie wiedziała, gdzie uderzyć, żeby zburzyć wszystkie jego zabezpieczenia przed głosem swoich uczuć. Zdecydowanie tego nie lubił. Nie miał pojęcia jakim cudem jej mąż z nią wytrzymuje. Musi mieć chyba mocne zatyczki do uszu i drewniane wazony. Jeśli blondyna używa takich ostrych argumentów w domu to już współczuł temu facetowi.
Jego wzrok zatrzymał się na pustej karawce na wino. Napiłby się. Przytępienie myśli przez alkohol sprawiało, że wszystkie problemy traciły na ważności. Tak to niezły plan. Zeskoczył z parapetu z cichym westchnieniem. Złapał koszule w dłonie. Przecież nie wyjdzie półnagi. Jeszcze jakieś biedne służące zemdlałyby na jego widok. Włożył ręce do rękawów ale nie zamierzał jej zapinać. Było na to za gorąco. Znalazł piwniczkę z winem pierwszego wieczoru. Mieli się czuć jak w domu, a częstowanie się dobrociami należało do tego poczucia. Z całą pewnością. Zszedł po schodach na najniższe piętro piwnic i udał się do przechowalni. Widok rudej czupryny mocno go zdziwił. Kiedy zobaczył w jej dłoni butelkę domyśli się, że zeszła tu w podobnym celu do niego. Ull powoli obszedł krzesło na którym siedziała. Oparł się o półkę z winami.
- Urżnęłaś się - stwierdził przyglądając sie jej sylwetce. Nawet się nie ubrała. Na jej twarzy wykwitł rumieniec. Nie musiała nic mówić, odrazu było widać, w jakim jest stanie. Odepchnął się od półki i zaczął przeglądać butelki.
Offline
Robin drgnęła delikatnie, kiedy usłyszała odgłos kroków na schodach, które zdecydowanie zbliżały się w jej stronę. Nie przejęła się tym, jednak zbytnio. Mieli czuć się jak u siebie, więc ona właśnie próbowała to uskutecznić. Zmarszczyła, jednak brwi kiedy na końcu korytarza dostrzegła Ulla, co było dość utrudnione przez ilość wypitego alkoholu, bo musiała przymrużyć oczy, aby w półmroku móc jasno dostrzec, że to faktycznie on. Prychnęła jedynie cicho, po czym ponownie przystawiła usta do butelki, aby napić się po raz kolejny dzisiejszego wieczora.
-Nie tylko ty posiadasz monopol, na upijanie się, kiedy masz doła- Odpowiedziała dość chłodno. Nie czuła się jeszcze gotowa na to, aby prowadzić z nim rozmowy, bo tak naprawdę niczego w głowie jeszcze nie ułożyła. Co miała powiedzieć lub zrobić, aby przekonać go do swoich racji, i aby on uwierzył, że to wszystko ma sens. Ponownie wzięła jeszcze parę łyków, aby zapanować nad biciem serca, które się przyspieszyło kiedy on tylko wszedł do tej piwniczki. To był dla niej najlepszy znak na to, że weszła już w to za głęboko. Mogła być na niego zła, mogła krzyczeć czy zdzielić go kilka razy po twarzy, ale koniec końców i tak chciała do niego wrócić. Przytulić się do ciepłego ciała i po prostu zapomnieć o całym złu jakie panowało dookoła niej. Spojrzała kątem oka na Ulla, kiedy ten gmerał w butelkach, ale szybko odwróciła wzrok dopijając resztę tego co miała w butelce. Odstawiła ją na ziemię i dźwignęła się z krzesła, ale zachwiała się przez moment i ponownie wylądowała na nim. Przetarła dłońmi rozgrzaną alkoholem twarz, i podjęła drugą próbę tym razem skuteczną. Podeszła do jednej z półek i podobnie jak on zaczęła szukać kolejne butelki w której mogłaby zatopić wszystkie swoja smutki, wątpliwości i inne niepożądane wedle niej rzeczy.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull zatrzymał się kiedy próbowała się podnieść. Kiedy udało się jej to dopiero za drugim razem wiedział, że już jej wystarczy. Stanął na końcu półki czekając aż podejdzie.
- Zdecydowanie masz już dość - powiedział kiedy stanęła na przeciw niego. Upiła się z jego powodu. Pokręcił głową kiedy dostrzegł jak chwieje się na nogach.
- Nawet nie zadałaś sobie odrobiny trudu, żeby się ubrać. - skomentował jej strój. Cholera, była niesamowicie seksowna. Nawet pijana jak bela. Chyba będzie musiał ją odprowadzić do pokoju. Zabije się na tych schodach w takim stanie.
- Chodź, odprowadzę cię na górę- powiedział przyglądając się jej lazurowym tęczówkom. Wtedy w jego głowie pojawiła się myśl, że uwielbiał wypowiadać słowa „mój błękicie”. Jej oczy miały niesamowitą głębię. Zawsze go uspokajały. Wyciągnął do niej rękę by mogła się na nim wesprzeć w drodze na górę.
Offline
-Chyba ty- Rzuciła w jego stronę i prychnęła cicho. On teraz będzie prawić jej morały...on, który uciekał, kiedy dochodziło do niego, że ona faktycznie mogła coś do niego poczuć.
-Odezwał się ten co przyszedł w stroju księcia z bajki...- Odpowiedziała mu bez chwili zawahania widząc, że ten również raczej niezbyt przyłożył się do tego, aby zasłonić swoje ciało. Przeglądała butelki, chcąc w końcu wybrać tę jedną, która będzie już gwoździem do trumny. Wypije ją, może zaśnie tutaj, a rano obudzi się na niesamowitym kacu i będzie żałować każdej decyzji jaką podjęła. Tego właśnie potrzebowała w tej chwili. Jej poszukiwania, jednak zostały ponownie przerwane przez Ulla i jego chęć pomocy. Spojrzała na wyciągniętą w jego stronę dłoń i prychnęła, po czym próbowała swoją ręką odtrącić jego, ale przez rozmazujący się i rozdwajający obraz, po prostu nie trafiła. Znowu się lekko zachwiała, ale w ostatniej chwili podparła się dłonią o jedną z kamiennych kolumn.
-Nie potrzebuję ani twojej, ani niczyjej pomocy- Mruknęła -Całe życie radziłam sobie sama, więc teraz też sobie poradzę- Dodała już nieco bardziej mrukliwym głosem. Alkohol zadziałał na nią tak, że mówiła to czego normalnie nigdy nikomu nie zdradzała. Zawsze była samodzielna i jedyna osoba na którą mogła tak naprawdę liczyć to ona sama, zawsze tak było. Gdyby nie ona sama, wielu rzeczy by nie przetrwała, nie mogłaby liczyć na pomoc z zewnątrz.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Nie ujmuje ci odwagi czy samodzielności. Ale teraz nie umiesz ustać na nogach. Sama sobie nie poradzisz - powiedział próbując zapanować nad emocjami. Rozumiał jej złość. Na jej miejscu tez by się wściekł.
Gdyby to był kto obcy, pewnie wzruszyłby ramionami i poszedł w swoją stronę. Jej nie zostawi, nie w takim stanie. Przewrócił oczami. Nawet jak mówił jej okropne rzeczy, prawdziwe, te które podpowiadał mu rozum, chciał do niej wrócić. Uwielbiał słuchać jej śmiechu, patrzeć w błękitne oczy. Kiedy obserwował jak jej ciało reaguje na jego bliskość sprawiało, że po jego ciele rozchodziło się przyjemne ciepło. Kiedy była kompletnie pijana i to z jego powodu, poczuł się winny. Musi ja odprowadzić do pokoju, żeby doszła do siebie. Stanął tuż przed nią, rozsunął lekko materiał koszuli odsłaniając wysportowaną klatkę piersiową.
- Wychodzimy. Jeśli nie pójdziesz po dobroci zmuszę cię do tego - mruknął pochylając się nad nią lekko. Nie chciał, używać siły, ale inaczej sama zrobi sobie krzywdę. Musiał włożyć naprawdę dużo siły by jej nie dotknąć.
Offline
Ull nie odpuszczał co zaczynało ją już powoli irytować. Przecież w tym wydawał się być mistrzem, więc co niby się zmieniło przez tych kilka godzin.
-Już przestań udawać, że ci zaczęło zależeć- Mruknęła pod nosem. Chciała zostać tu sama, a ten jak zwykle się musiał napatoczyć w chwili w której ona nie miała dostatecznie dużo siły, aby mu się oprzeć. Znowu miała się w to bawić, bić się z myślami kim była dla niego kochanką, przyjaciółką, aby ostatecznie dojść do wniosku, że najprawdopodobniej ani jednym ani drugim. Słowa Addie nieco ją podbudowały, ale to były jej słowa, a nie jego. Gdyby to on jej powiedział co Addie, pewnie by mu uwierzyła, a może nie powinna. To wszystko było tak cholernie poplątane, że ponownie ból głowy ją zaatakował, a może to po prostu organizm domagał się kolejnej dawki alkoholu, aby nie wyjść z tego stanu upojenia zbyt szybko. Kiedy ten zagroził jej, że jak nie pójdzie z nim po dobroci to ją zmusi na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech. Stanęła przed nim, po czym po prostu usiadła na ziemi i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej. Może zachowywała się teraz jak dziecko, które sprzeciwiało się swoim rodzicom, ale alkohol robił swoje. Pewnie w normalnych okolicznościach sama by doszła do tego, że faktycznie w tym stanie potrzebowała drobnej pomocy, ale teraz była nastawiona dość walecznie, nawet jeżeli ta walka skończy się dla niej porażką.
-No to proszę bardzo, zmuś mnie- Powiedziała i spojrzała mu prosto w oczy rzucając ewidentnie wyzwanie.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Nie zachowuj się jak dziecko - wyrzucił jej kiedy ta postanowiła utrudnić mu zadanie. Westchnął głośno. Skoro nie dawała mu wyboru. Złapał ja za ramie i mocno dźwignął do pionu. Zanim jej pijany umysł zdołał zarejestrować co się dzieje, nachylił się nad nią. Złapał ją za uda. Ułożył ramie na wysokości jej pasa. Przycisnął ją do siebie i wyprostował podrywając ją nad ziemie.
- Wściekać się będziesz później - Powiedział próbując zrobić pierwszy krok. Wzmocnił uścisk, żeby nie spadła. Nie mógł jej teraz puścić. Zaczął się powoli wspinać po schodach. - Uspokój się, zanim oboje zjebiemy się z tych schodów. Nie puszczę cię - syknął próbując przetrzymać jej protesty. Naciągnął jej koszule najniżej jak tylko się dało zakrywając tyłek. Nie było to proste zadanie.
Offline
Dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować, bo miała wrażenie, że niemal w ułamku sekundy znalazła się przerzucona przez jego ramię.
-Hej nie jestem workiem kartofli...- Powiedziała wyraźnie oburzona tym w jaki sposób została potraktowana. Mimo tego, że w tej chwili była uziemiona i nie miała zbytnio pola manewru nie miała zamiaru poddać się tak łatwo. Zaczęła wierzgać nogami i okładać go pięściami po plecach tak mocno jak tylko mogła. Jej się wydawało, że wkładała to całą swoją siłę, kiedy pewnie w rzeczywistości przez ilość wypitego wina, on mógł ledwo co odczuć
-Puszczaj mnie- Uderzyła go jeszcze kilka razy w plecy, ale i tym razem to nic nie dało. Ull pomimo wszelkich utrudnień dzielnie wspinał się po schodach -Puszczaj, albo cię podpalę- Zagroziła, jednak szybko zdała sobie sprawę z tego, że w jego wypadku raczej to nie podziała. Mogła rozgrzać swoje dłonie, a on mógłby poczuć co najwyżej przyjemne ciepło. Przez całą drogę próbowała jeszcze kilka razy się uwolnić wykrzykując w jego stronę najróżniejsze groźby jakie tylko przychodziły jej do głowy, ale ten zdawał się być nieugięty. W końcu westchnęła wyraźnie już nieco zmęczona siłowaniem się z nim i oparła łokieć o jego plecy i podparła dłonią głowę.
-Nie znoszę, kiedy jesteś tak uparty- Rzuciła w końcu w jego stronę nieco już zmęczonym głosem.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Szedł nieugięty. Nie zważał na groźby Robin czy na jej wyjątkowo łagodne ciosy, które były jedynie smagnięciami. Nawet czasami się zaśmiał kiedy wymyślała jakie oryginalne wyzwisko. Kiedy wdrapał się po schodach na piętro musiał na chwile się zatrzymać. Poprawił uścisk na jej udach i ruszył prosto do jej pokoju.
- A wiec potraktuje to jako komplement - zaśmiał się kiedy wspomniała o jego upartości. Zawsze się tym szczycił. Upartość pozwalała mu przetrwać. Nie uważał tego za coś złego. Otworzył z kopa drzwi i wparował do środka. Odrazu obrał kurs na łóżko. Pochylił się mocno zrzucając dziewczynę na materac. Oparł ręce po obu stronach jej ciała.
- I teraz grzecznie spać.- Powiedział uśmiechając się do niej cwaniacko.
Offline
Robin poddała już walkę z nim. Od czasu do czasu tylko uśmiechała się głupkowato i machała delikatnie w stronę służby, która była widzem tych dość dziwnych wydarzeń, które dla niej stawały się już powoli normą. Domyślała się co musiało się dziać teraz w głowie elfów, kiedy widzieli postawnego mężczyznę, który na swoim ramieniu taszczył pijaną dziewczynę. Raczej takich widoków nie uświadczyli tutaj często, o ile w ogóle coś takiego się wydarzyło.
-Cholerny narcyz...- Rzuciła w jego stronę, kiedy ten po raz kolejny jej obelgę uznał, że odbierze jako komplement. Czy istniały na tym świecie słowa, które faktycznie mogły go obrazić. Pewnie tak, ale Robin nawet będąc na niego zła nie umiała ich użyć, bo nie chciała go tak naprawdę skrzywdzić.
Weszli do pokoju, a ten od razu rzucił ją na łóżko pochylając się nad nią i wydając dość prosty rozkaz. Ona przez chwilę spojrzała mu prosto w oczy i zacisnęła usta w wąską linię. Może to był moment na rozmowę. Pijana powie mu wiele rzeczy, których na trzeźwo nie była w stanie z siebie wydusić.
-Jeżeli powiem, że chcę abyś został...- Zaczęła niepewnie -Zostaniesz?- Dokończyła po czym odwróciła nieco głowę w bok. Czemu to ona znowu musiała prosić kogoś o to aby to on został. Dlaczego nikt nigdy nie powiedział tego w jej stronę.
-Bo to, że ty jesteś niechętny do tego, abym to ja została to już wiem
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull wiedział, że rozmowa nadejdzie, tylko nie przemyślał tego co ma jej odpowiedzieć. Nie mógł powiedzieć prawdy. Znów musiał posłużyć się półprawdą i ogólnikami.
Pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- To nie jest takie proste - westchnął siadając obok niej na łóżku. - Nie to, że nie chce.. po prostu. Nie mogę, mała. Jesteś taka radosna, ciepła, dobra. Nie mogę dać wiary, że na mnie spojrzałaś, że… - westchnął ciężko. - Nie jestem typem gościa, który da ci to czego potrzebujesz, albo czego zapragniesz za jakiś czas. Nic o mnie nie wiesz. Bo ile? Kilka skrawków z przeszłości? To nic nie znaczy. - ciągnął. Nie chciał teraz o tym rozmawiać. Powoli podniósł się z łóżka.
- Nie chce dawać ci złudnych nadziei, że wszystko będzie dobrze.. - powiedział przystając na środku pokoju. Powoli zaczął się wycofywać do drzwi. Miał nadzieje, że kiedy wytrzeźwieje nie będzie pamietała tej rozmowy.
Offline
Robin spodziewała się tego, że ten znowu będzie próbować się wymknąć, ale tym razem nie miała zamiaru dać mu wyjść, nie po raz kolejny. Dźwignęła się z łóżka i chwyciła poduszkę w dłonie, po czym cisnęła nią prosto w tył głowy.
-Nie jestem dobra...- Odpowiedziała mu dokładnie tym samym co on powiedział jej kiedyś. Nigdy nie uważała siebie za kogoś dobrego, i nie postawiłaby siebie na równi z Clintem czy innymi Avengersami. Nie była też zła do szpiku kości, ale robiła wiele rzeczy z których albo była mniej, albo bardziej dumna.
-A czy zapytałeś się mnie chociaż raz czego chcę?- Rzuciła w jego stronę starając się panować nad emocjami, ale to stawało się coraz trudniejsze -Czy chociaż raz przyszło ci do głowy to, aby po prostu po ludzku się zapytać...oczywiście, że nie- Ciągnęła dalej. Gdyby miała teraz więcej siły, pewnie by wstała podeszła do niego i zdzieliłaby go prosto w łeb, może wtedy by coś zrozumiał.
-Cały czas tylko ja, ja i ja...moje życie takie trudne, jestem taki zły, taki nie wart niczego dobrego. Tak w to wszedłeś głęboko, że nawet nie pomyślałeś, że nie potrzebuję bohatera w swoim życiu, nie potrzebuję nikogo o nieskazitelnych cechach. Potrzebuję ciebie skończony idioto- Ostatnie zdanie niemal wykrzyczała w jego stronę
-Twoja przeszłość to tylko przeszłość, teraz jesteś tutaj i widzę jaki jesteś czy to mało?
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Zatrzymał się kiedy dostał poduszką w głowę. Wysłuchał jej wyrzutów. Kurwa.. Cisnęły mu się na język słowa, które tak długo w sobie trzymał. Nie jestem tym za kogo mnie bierzesz. Stoi przed tobą duch, miraż. Kłamałem od pierwszej sekundy naszego spotkania. Miałaś racje nie ufając mi.
- Pożałujesz tego - powiedział patrząc jej w oczy. Wiedział że tak będzie. - Rozczarujesz się. Nie dziś, nie jutro, ale za jakiś czas napewno. Chce ci tego oszczędzić zrozum to wreszcie - warknął po czym znów ruszył do drzwi. Zagotowało się w nim. Więcej nie może powiedzieć. Zanim złapał za klamkę znów się do niej odkręcił.
- Rozpierdole ci życie- niemal szepnął. Kończyły mu się argumenty.
Offline
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię. Słyszała to już kilka razy, próbował ją na różne sposoby przekonać do swoich racji, ale tym razem to ona była nieugięta. Serce jej zabiło szybciej, kiedy ten znowu zbliżył się w stronę drzwi. Jeżeli przez nie teraz przejdzie to będzie koniec, a ona nie mogła na to pozwolić. Zagotowało się w niej, kiedy rzucił wzmiankę o spierdoleniu jej życia. Na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech
-O jak szlachetnie- Rzuciła w jego stronę i wstała z łóżka, po czym na tyle szybkim krokiem na jaki było ją stać zbliżyła się do niego i przygwoździła do drzwi. Wpatrywała się mu prosto w oczy. Teraz, albo nigdy
-Podsumuję coś, bo mogło ci to umknąć uwadze- Wycedziła przez zaciśnięte zęby -Hydra zamordowała moją matkę, ja przez całe życie byłam wychowywana przez kobietę, która robiła wszystko, aby trzymać mnie w swojej władzy. Jedyne co mi dała to strach przed sobą samą oraz przed otaczającym mnie światem. Kiedy próbowałam udowodnić jej, że mogę normalnie żyć, spaliłam ryj lasce, bo ta znęcała się nad słabszą. Ale to ja byłam tą najgorszą, a osoba w obronie, której stanęłam nie omieszkała mi przypominać kim jestem, kiedy tylko mnie widziała. Spędziłam w zamkniętym domu najlepsze lata dzieciństwa odizolowana od wszystkiego i wszystkich. Kiedy postanowiłam w końcu coś zrobić...bum znowu stałam się potworem, bo parę świń próbowało się do mnie dobierać. Zginęli niewinni. W najlepszym wypadku mogłam spodziewać się osadzenia w więzieniu z obrożą na szyi jak pies. Ludzie, którzy mogli mi pomóc woleli też trzymać mnie na smyczy bo tak jest bezpieczniej. Człowiek, którego polubiłam sprzedał mnie Hydrze w zamian za jego jebaną dzidę...tyle byłam warta, to była moja cena. Robili na mnie testy, prali mi mózg, abym się złamała. Od dziecka wstrzykiwali mi taką ilość prochów, aż w końcu odebrali mi możliwość stworzenia kiedy kolwiek prawdziwej rodziny. Zamordowałam kobietę, która mnie wychowała, a ona nawet w chwili śmierci nie próbowała przeprosić. Poświęciłam się dla ludzi z miasta...dla ludzi, którzy mnie nienawidzili, ale myślisz, że coś się zmieniło...nie- Zarobiła na chwilę pauzę, bo w jej oczach zebrały się łzy. Wzięła głęboki wdech, aby się uspokoić -W samotności kręciłam się jak pojebana po orbicie. W tym czasie ten sam człowiek, którego polubiłam zginął. Jeden świrnięty psychol zmiażdżył mu gardło, a jego ciało pewnie dawno rozpadło się w odmętach kosmosu. Jego brat obwinił za to mnie, straciłam przyjaciela, dowiadując się, że na ziemi nie ma już prawie nikogo do kogo mogłabym wrócić. Szlajałam się po kosmosie z kosmicznymi pomyleńcami bez swojego miejsca, bez niczego. Kiedy postanowiłam coś z tym zrobić, okazało się nagle, że spieprzyłam życie innym. Wciągnęłam w to Clinta i Addie. Zapomniałam o czymś?- Dyszała ciężko od nadmiaru emocji, które nią obecnie targały
-Ah tak...dowiedziałam się, że umieram- Dodała -Więc jak chcesz mi rozpierdolić życie, to proszę bardzo, zrób to. Rozpierdol je na milion małych kawałków, o ile znajdziesz jeszcze coś co można rozpierdolić
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Jego serce gwałtownie przyspieszyło kiedy go zaatakowała. Wiedział, że przeszła wiele, ale to było coś naprawdę okropnego, a on miał to jeszcze gorzej zamieszać. Nie chciał tego robić.
- Nie chce tego robić, ale wiem jak to się skończy. Znienawidzisz mnie, a tego nie zniosę. - za wszelką cenę starał się wytrzymać spojrzenie jej oczu. Było to tak cholernie trudne. A więc teraz przyszedł czas by wybrał. Czy znowu dać się ponieść, czy trzymać się mocno szeptów rozumu.
Uniósł dłoń do jej twarzy. Nie umiał zapanować nad jej drżeniem. Kiedy dotknął opuszkami palców jej skóry, poczuł znajome uczucie ciepła. Oboje potrzebowali siebie na wzajem. Chyba wreszcie to do niego dotarło. Tylko jak długo to potrwa? Będzie musiał do końca życia udawać kogoś kim nie jest? Cieszyć się chwilą, wiedząc, że to tylko gówniana chwila.
Przesunął dłoń z policzka na tył głowy, wplatając palce w jej rude loki. Czego chciał? Zapytał sam siebie. Całym sobą krzyczał, że jej. Kiedy to się zaczęło? Nie umiał stwierdzić. Po prostu się zadziało i teraz jedyne czego chciał to jà pocałować.
Szybkim ruchem złapał ja w pasie wolną ręką. Kiedy ją przyciągnął rozbił usta na jej ustach złączając je w chaotycznym pocałunku.
Offline
-Jedyna osoba, której nienawidzę to ja...dla ciebie nie ma już miejsca- Odpowiedziała mu pewna siebie. Zadrżała delikatnie, kiedy jego dłoń spoczęła na jej policzku. Wtuliła w nią twarz i odetchnęła z wyraźną ulgą. Jakby za dotknięciem magicznej różdżki, cała złość, która wcześniej się w niej kotłowała po prostu zniknęła. Wpatrywała mu się w oczy, chciała odczytać z nich co kolwiek, ale to drżenie jego dłoni zdradziło jej już dużo. Czy wreszcie coś zrozumiał, może dotarło do niego to, że nie on niszczy jej życie, bo nie da się zniszczyć czegoś co już dawno zostało zniszczone. Teraz jedyną opcją było zostawienie tego w takim rozpiździaju w jakim je zastał, albo spróbować naprawić. Nie opierała się, kiedy ją przysunął bliżej siebie. Sama wyciągnęła głowę w jego stronę, aby ponownie ich usta mogły się odnaleźć. Znowu całowała go tak jak za pierwszym razem. Ułożyła swoje dłonie na jego klatce piersiowej chłonąć opuszkami palców ciepło jego ciała, jego bliskość, która rozwiązywała wszystkie jej problemy.
-Nie odwracaj się więcej ode mnie- Wyszeptała odsuwając się nieco od niego -Powiedziałeś, że zostaniesz tak długo, aż sama nie zażądam twojego odejścia. A ja żądam, abyś został- Dodała i pogładziła go delikatnie po policzku i uśmiechnęła się lekko, chociaż zebrana w oczach woda spłynęła kilkoma liniami po jej policzkach.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Kiedy się odsunęła i wypowiedziała swoje życzenie, przepadł. Jej dotyk wydawał się go parzyć, ale on chciał więcej. Ugiął nogi, złapał ją za uda i po ciągnął do góry pozwalając by oplotła go nogami w pasie. Przytknął czoło do jej czoła i z powrotem odniósł na łóżko. Ponownie nad nią zawisł.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - szepnął lekko pocierając nosem jej policzki. Uniósł dłoń i starł każdy mokry ślad łez. Znów ją po całował tym razem bardziej czule. Smakował jej wargi, dotykając jej ciała. Rozsądek nadal szeptał. Słyszał go wyraźnie, ale nie umiał inaczej. Było za późno na odwrót. Wycofanie się teraz stało się niemożliwe. Nawet jeśli skończy się tak jak zakłada. Nie zamierza żałować, że nie spróbował.
Offline
Robin posłusznie oplotła swoje nogi na jego biodrach. Dłonie ułożyła na tyle jego głowy, wplatając delikatnie swoje palce w jego włosy. Może to był właśnie znak od przeznaczenia. Nie ważne ile razy się kłócili, ostatecznie i tak do siebie wracali. Ona chciała do niego wrócić, bo wiedziała, że bez niego nic nie będzie dobrze. Dopiero, kiedy pojawiał się obok niej ona odnajdywała nadzieję, że jeszcze może coś zmienić, że życie przygotowało dla niej coś dużo lepszego, aby zrekompensować jej wszystkie krzywdy jakich doznała do tej chwili. Szukała tutaj cienia, a zamiast tego znalazła kogoś przy kim naprawdę chciała zostać. Pokochała po raz pierwszy, mocno i szczerze. Mruknął cicho, kiedy jej plecy ponownie zetknęły się z miękkim materacem. Odwzajemniała jego delikatne pocałunki, a swoimi dłońmi zaczęła powoli zsuwać z jego ramion koszule, aby wtopić swoje palce w jego umięśnionych plecach. Właśnie tak Teb dzień powinien wyglądać od samego początku, ale co się odwlecze, to wcale nie oznaczało, że było to stracone. Zawsze mogli nadrobić braki w bliskości.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Zjechał pocałunkami na jej szyję pieszcząc jej skórę. Nie spodziewał się, że będzie o niego walczyć. Że tak wiele dla niej znaczył, choć wszystko co jej dał to kłamstwa i będzie robił to dalej, bo właśnie zaprzepaścił swoją szansę na wycofanie się. Zrzucił koszulę, gdzieś w kąt. Zaczął wodzić palcami po jej brzuchu podwijając koszulę, która i tak ledwo zakrywała jej ciało. Ściskał każdy skrawek jej ciała. Chciał poczuć ją całą, jak najmocniej, jak najdłużej. Tym razem nie zamierzał się spieszyć. Zdjął z niej koszulę i ponownie zatopił usta w zagłębieniu szyi by przejść pocałunkami na dekolt, brzuch, ramiona. Po jego skórze przechodziły kolejne dreszcze, pozostawiając po sobie kolejne fale ciepła. Nie potrzeba było mu nic innego w tej chwili niż jej dłonie wędrujące po jego ciele.
Kiedy, w którym momencie tak bardzo się od niej uzależnił.? Była jak narkotyk, niszczyła go, ale i tak pragnął więcej.
Offline