Nie jesteś zalogowany na forum.
-A jaką mieliśmy pewność, że on by jej nie wykorzystał. Widziałaś jej moc, wiesz co ona potrafi. Od początku Loki się tym zainteresował, próbował mieszać w głowie- Clintowi trudno było uwierzyć w cudowną przemianę Lokiego pod wpływem jakiejś dziewczyny. To nie był ten typ. On dążył po trupach do celu i widział w tym świetną zabawę.
-Akurat ty nic o nim nie wiesz- Warknęła w jego stronę. To ona spędziła z nim najwięcej czasu. Kiedy inni Avengersi rzucali mu jedynie pogardliwe spojrzenia i czekali na chociażby najmniejszy błąd z jego strony
-Zapomniałaś, że pośrednio to on ciebie w to władował. Oddał ciebie w zamian za to cholerne berło
-Nie, nie zapomniałam, ale nie zapomniałam również, że naprawił swój błąd- Powiedziała a Clint przewrócił oczami. Jego priorytety były proste. Ktoś zły był po prostu zły i nie ich zadaniem było prowadzenie im psychoterapii. Musieli zapobiegać nieszczęściom, to było ich zadanie.
-Addie nie wiem jakiego Lokiego ty znałaś, ale ten z naszej rzeczywistości zamordował ludzi z zimną krwią, patrząc prosto w oczy zabił jednego agenta tarczy, sprowadził na Nowy Jork zmasowany atak kosmitów, który by wybił wszystkich ludzi. To mało, aby mu nie ufać- Ciało Robin drżało od nadmiaru emocji. Miała ochotę chwycić go za łeb i walić nią o ścianę tak długo, aż twarz przestanie ją przypominać.
-On nie nienawidził ziemi, gardził ludźmi, czemu z tobą miałoby być inaczej. Zrozum chcieliśmy ci tego wszystkiego oszczędzić- Troska zaszła zdecydowanie za daleko, przerodziła się w coś wybitnie niezdrowego, ale było za późno, aby się z tego wycofać.
-Więc lepiej było zmusić mnie do podjęcia decyzji. Wyleci sobie w kosmos i eksploduje i problem z głowy prawda
-Akurat to był twój pomysł- Odbił piłeczkę Clint na co Robin drgnęła lekko zupełnie tak jakby się namyśliła nad tym, aby ostatecznie rzucić się na łucznika, ale w połowie ruchu zastygła ponownie.
-Nie świadomy
-Był świadomy, chcieliśmy wymyślić coś innego, nie chcieliśmy ciebie poświęcać- Dziewczyna dyszała ciężko walcząc sama ze sobą.
-NIE, JEŻELI ZAMKNĘLIŚCIE MNIE W JAKIEJŚ CHOREJ KLATCE- Wykrzyczała w jego stronę czując, że chęć spokojnej rozmowy coraz bardziej ją opuszcza
-Robin to nie tak, naprawimy to jakoś, zaufaj mi- Powiedział, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że był to błąd. Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech pełen niedowierzania
-Tobie...przez cały ten czas trzymaliście mnie w strachu przed samą sobą. Myślałam, że to Hydry powinnam się obawiać, a tak naprawdę od samego początku powinnam uciekać od was. Nie pozwoliliście przejść mi nawet żałoby po nim, nie pozwoliliście niczego przepracować, zamiast tego zamietliście to pod dywan udając, że nic się nie stało. A Strange nadal i tak próbuje mnie zabić...komu mam ufać?- Czuła się zdradzona. Przyjaciel, którego naprawdę ceniła, ten który uczył ją strzelać z łuku, umiał pocieszyć kiedy sytuacja wydawała się beznadziejna, teraz się okazało, że okłamywał ją od samego początku i kto wie czy by powiedział prawdę gdyby nie ten drobny incydent.
-Co miałem zrobić, powiedzieć ci "hej zamknęliśmy kilka z twoich emocji mam nadzieję, że się nie gniewasz?" Jak byś na to zareagowała?
-Nie wiem, może trzeba było spróbować, ale teraz ani ja ani ty się tego nie dowiemy- Dodała już nieco spokojnie po czym opuściła dłoń. Nie chciała krzywdzić nikogo z tu obecnych. Addie czy Ull jej nie zawinili, a gdyby skierowała całą swoją wściekłość na Clinta nie mogłaby im obiecać, że będą bezpieczny. Odwróciła się gwałtownie na pięcie po czym ruszyła w stronę schodów
-Zejdź mi z drogi- Rzuciła w stronę Ulla odpychając go nieco w bok. Biegła po schodach a po chwili mogli usłyszeć trzask zamykanych drzwi. Clint opuścił łuk i wziął głęboki wdech. Nie przypuszczał, że to wszystko wyda się tak szybko. Liczył na to, że uda mu się kupić troche czasu.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Mój mąż zrobił dokładnie to samo. Blisko setka ludzi straciła życie z jego ręki. - powiedziała z pełna powagą - Odyn nie pozwolił mi lecieć na ziemię z Thorem, więc czekałam na miejscu. - nie zamierzała wspomnieć, że błagała Odyna o życie Lokiego. Udała się do sali tronowej, padła na kolana i błagała o to by Wszechojciec darował Lokiemu życie. Nigdy nie zapomni jak wtedy na nią spojrzał. Z pogardą, ale też zaskoczeniem i niedowierzaniem.
Addie dalej była słuchała kłótni Robin i Clinta. Postanowiła, że wkroczy dopiero wtedy, kiedy sprawy obiorą krytyczny obrót.
Na szczęście dziewczyna postanawia odpuścić. Ull poleciał na ścianę, ale z gracją odbił się od niej odprowadzając Robin wzrokiem. Addie wzięła głęboki oddech po czym, ruszyła w stronę schodów.
- Poczekaj.. daj mi spróbować - powiedział przewodnik. Nie odrywając wzroku od schodów. Leniwie przekręcił głowę w stronę blondynki.
Addie na początku chciała zaprotestować, ale wzburzone nerwy sprawiły, że poczuła się nieco gorzej. Sama nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała. Musiała poukładać, myśli, ale Robin nadal była wzburzona i mogła zrobić coś nieprzemyślanego. Może chłodne spojrzenie na tą sytuacje przewodnika, trochę ją uspokoi.
Zacisnęła usta w wazką linie i pokiwała głowa. Blondynka opadła na najbliższe krzesło i podparła głowę dłonią. Zaczęło się jej kręcić w głowie.
Ull ruszył na piętro wolnym krokiem . Podszedł do drzwi pokoju Robin. Zapukał. Odczekał chwile, po czym wszedł do środka.
Offline
Robin po wejściu do pokoju od razu z całej siły kopnęła pobliski stolik który stanął jej na drodze. Liczyła na to, że chociaż to jej przyniesie ulgę, ale oprócz promieniującego bólu, który rozszedł się po jej nodze nie wiele jej to dało. Czuła, że gdyby zapora Strange'a puściła mogłaby coś z tym zrobić, a tak utkwiła gdzieś na granicy pragnienia zniszczenia wszystkiego dookoła siebie, a po prostu rozpłakania się. Było to coś koszmarnego, bo nie była w stanie tego w żaden sposób pokonać. Kiedy Ull wszedł do pokoju, dosłownie milimetr od jego głowy wylądował dzbanek z wodą i rozbił się na milion malutkich kawałków.
-Zrób coś, co kolwiek, chociaż raz zachowaj się normlanie...- Mówiła do siebie próbując za wszelką cenę uwolnić cały smutek jaki w niej tkwił, ale nic to nie dawało. Nawet jedna łza nie zakręciła się w jej oczach. W końcu uderzyła plecami o pobliską ścianę i zsunęła się po niej ukrywając głowę w ramionach. Była już zmęczona byciem silną, nie chciała tego, chciała mieć taką samą szansę jak Clint kiedy stracił rodzinę i zatracił się w gniewie, chciała tak jak on móc chociaż przez chwilę zapłakać nad utratą bliskich. A ona tkwiła cały czas na granicy, a tak bardzo chciała po prostu skoczyć w tę przepaść, aby ją poznać i przestać się w końcu bać. Dałaby radę, przecież nie stałaby się zła, bo zła nie była i ona o tym wiedziała, a przynajmniej chciała w to wierzyć. Potrzebowała, jednak poznać życie z wszystkimi jego blaskami i cieniami, a tak cały czas ktoś ją odsuwał od wszystkiego co mogło być piękne.
-Wiesz, że zrobiliśmy to dla dobra ogółu, ale dla jej dobra również- Odezwał się Clint do Addie licząc, że może chociaż ona zrozumie. Skoro miała przyjemność spotkać inne wersje Avengersów to musiała wiedzieć w jaki sposób działali. Nie mogli podejmować ryzyka, bo tak byłoby lepiej dla kogoś. Musieli brać pod uwagę całokształt.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull ledwo uchylił się od frunącego wazonu. Widział, że dziewczyna jest roztrzęsiona. Nie do końca pojmował genezę konfliktu, ale widział, że to musiało mocno wstrząsnąć dziewczyna. Powoli podszedł do Robin i usiadł obok niej na podłodze opierając plecy o ścianę.
- To wszystko? Już nic nie rozwalasz? Proponuje jeszcze ten dzbanek - wskazał na przedmiot stojący na komodzie. - Paskudniejszego w życiu nie widziałem.
…..
Addie przeczuwała, że Clint próbuje ja przekonać do swoich racji. Kobieta przeniosła wzrok zmęczonych oczu na łucznika.
- Dobro ogółu nie zawsze oznacza dobro dla jednostki - powiedziała opuszczając ramiona.
- Pomyśleliście przez chwilę, jak to na nią wpłynie. Ten wasz Strange nie przewidział scenariusza, że Robin może stracić rozum? Tak to możliwe, nadal to może się stać. Zawsze jest jakiś wybór. Uważam, że wasza decyzja była błędna - powiedziała zrezygnowana. - Odebraliście jej tak wiele, sama chyba nie jest do końca tego świadoma - dodała próbując zapanować nad drżącym głosem. Wzięła głęboki oddech po czym wstała z krzesła. Podeszła do przewróconego stołu i pochyliła się nad nim próbując podnieść. Narobili trochę bałaganu.
- Pomogę jej się tego pozbyć. Zrobię tyle ile będę umiała, nauczę jak panować nad sobą i nad ogniem. Jest potężny, mam wrażenie, że jest w niej coś, czego jeszcze nie rozumiem, ale jak ma poznać siebie skoro zabraliście tak ważną część jej samej. Pamiętasz co to było? Czego użył Strange? Mówił coś, rysował? - próbowała go wypytać. Musiała mieć jak najwięcej informacji, by nie wyrządzić Robin krzywdy.
Offline
Clint zastygł, kiedy Addie wspomniała o konsekwencjach ich decyzji. Było po nim widać, że Strange najwyraźniej uznał za słuszne nie mówić im wszystkiego, tak aby zmusić ich do podjęcia decyzji. W co ten czarodziej się bawił.
-O tym akurat nie wspomniał- Mruknął i opuścił nieco głowę czując jak adrenalina schodzi z jego ciała. W końcu kiedy padło pytanie o to czego użył Strange Clint zakłopotał się jeszcze bardziej. Mruknął coś pod nosem, ale mało zrozumiale. W końcu jednak jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem blondynki.
-Przełamywała jego zaklęcia, chociaż próbował- Pamiętał doskonale ten dzień, kiedy Strange usilnie starał się w bardziej naturalny sposób zbudować bariery, lub jak on to ładnie określił rusztowanie, które pomoże dziewczynie zapanować nad emocjami.
-Użył kamienia umysłu- Rzucił w końcu wiedząc, że wcześniej czy później i tak Addie by się o wszystkim dowiedziała -Tylko to zadziałało- Był przeciwny temu, ale nie mieli wtedy wiele czasu na prowadzenie dyskusji na temat tego jak bardzo moralne lub nie to było.
..................................
Robin nawet nie poruszyła się kiedy Ull dosiadł się obok niej i próbował w jakiś sposób rozładować napięcie. Wszedł w połowie dramatu, a ona nie czuła się teraz na siłach, aby mu go od początku streszczać.
-Możesz...- Powiedziała drżącym głosem czując jak słowa więzną jej w gardle -Dać mi spokój, czy wszyscy mogą przestać udawać, że wiedzą co dla mnie jest dobre- Powiedziała i wtuliła jeszcze mocniej głowę w ramiona. W tej sekundzie miała ochotę zniknąć po prostu przestać na chwilę istnieć, aby cały świat ten jak i wszystkie inne przestały na nią napierać i czegoś od niej wymagać, jednak kolejna fala złości przyszła do niej dość niespodziewanie.
-Ale skoro chcesz...- Rzuciła w jego stronę po czym poderwała się z miejsca i chwyciła kolejny wazon, który podzielił los wcześniejszego -Zadowolony, spełniam twoje rozkazy, bo przecież tylko do tego jestem, aby ktoś mnie kontrolował, bo mnie trzeba kontrolować prawda?- Rzuciła w jego stronę wpatrując się ze wściekłością prosto w oczy. W niczym jej nie zawinił, ale obecnie była w takim stanie, że każdy mógł stać się jej celem. Zaczęła nerwowo chodzić po pokoju trzymając dłonie na głowie i zaciskała palce na rudych pasmach. Nie umiała sobie znaleźć miejsca po tym wszystkim czego się dowiedziała. Przykucnęła na chwilę przymykając mocno powieki, a po chwili przeniosła się na kolana i pochyliła nieco do przodu. Z bezsilności zaczęła okładać pięściami drewnianą podłogę jakby to coś miało dać, ale nie uwolni tej frustracji, ona zostanie gdzieś za cholerną barierą jaką stworzył Strange, nie pozwoli jej wypłynąć w całości tylko tyle ile było rozsądne, i nie przyniesie to nigdy oczekiwanej ulgi.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Addie upuściła krzesło, które przed chwila podniosła. Zamrugała szybko kilka razy by upewnić się czy się nie przesłyszała. Mina Clinta powiedziała jej wszystko.
- Czy wy straciliście rozum do reszty!? - krzyknęła zbulwersowana. - Jak mogliście zrobić coś takiego zagubionej dziewczynie? Wielcy bohaterowie, dobre sobie - warknęła. - Wielcy mściciele, wydaje się wam, że pozjadaliście wszystkie rozumy, co takiego pozwoliło wam użyć mocy, której nie rozumiecie, której się boicie? Jakim prawem pozwoliliście sobie zawładnąć jej losem?!- miała jeszcze sporo słów do wypowiedzenia, ale nagle poczuła jak jej emocje pchają się na zewnątrz. Musiała użyć mocy by się uspokoić. Kiedy odzyskała jasność myślenia usiadła na najbliższym krześle.
-Obiecałam, że pomogę jej się tego pozbyć. Jak mam sie mierzyć z taką mocą? - zapytała siebie. Wiedziała, że Clint tez jej na to nie odpowie. Nie miała pojęcia czy jest wystarczająco silna, by rzucić wyzwanie kamieniowali nieskończoności.
……
Ull nie przypuszczał, że ta cała kłótnia tak bardzo rozwścieczyła Robin. Kiedy postanowiła wylać z siebie znów napad złości czekał aż nie minie. Cały czas zastanawiała ie co ma powiedzieć. Nie był dobry w pocieszaniu i dlatego tak trudno mu było cokolwiek wymyślić. Kiedy ruda zaczęła walić w podłogę pięścią postanowił to przerwać. Podszedł do niej złapał w pasie i mocno pociągnął do góry. Wzmocnił uścisk czekając na to aż dziewczyna zacznie się mu wyrywać.
- Ale sobie krzywdy nie rób - powiedział spokojnym głosem. Odstawił dziewczynę na podłogę. Złapał dłonią jej brodę i zmusił aby na niego spojrzała.
- Chcesz kierować własnym życiem? To kieruj. Jeśli ktoś spróbuje podjąć decyzje za ciebie, spal żywcem. Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem. Nigdy nikt mu niczego nie dał, wszystko musiał sobie wywalczyć. Wolał cierpieć niż dać się podporządkować. Kiedy zasznurowane mu usta za karę, za kłamstwa wolał wyrwać szwy razem z wargami niż podporządkować się bogom.
- Jeśli chcesz być panią swojego losu to weź lekce i nie puszczaj.
Offline
Clint spodziewał się wybuchu złości Addie. Więc nawet nie drgnął kiedy ta zaczęła rzucać w jego stronę różnymi inwektywami
-Widziałaś do czego jest zdolna, wtedy u Bjorna zapomniałaś już. Wtedy myślałem, że blokady puszczają, bo pewnie tak było. Gdybym jej nie unieszkodliwił pewnie zostałaby z ciebie skwarka- Wiedział, że Robin nie zrobiłaby jej krzywdy z pełną premedytacją, chociaż sam już nie wiedział co o tym myśleć. Czasami dziewczyna robiła rzeczy których nie rozumiał. Wziął głęboki wdech, aby nieco uspokoić nerwy.
-Sam nie byłem z tego pomysłu zachwycony, ale nie mieliśmy już czasu. Musieliśmy decydować szybko, nikt z nas nie chciał tego robić, ale gdybyś ją wtedy widziała sama być zrozumiała, że to jedyne rozwiązanie- Był uparty, za dużo czasu spędził w agencji oraz w Avengersach na robieniu tego co należało. Owszem potem musieli mierzyć się z konsekwencjami własnych działań, ale czasami zrobienie czegoś nie moralnego było lepsze niż zaryzykowanie życiem niewinnych ludzi
-Dlatego nie chciałem, aby bawiła się tym toporem. Wchłonęła moc kryształu, nie wiemy jak to zadziała z tym co zrobił Strange- Starał się jak tylko mógł wyjaśnić swoje racje, ale coś czuł, że Addie nie da się tak łatwo przekonać. Miała inne priorytety, mogła pozwolić sobie na coś czego on nigdy nie mógł.
-Wybraliśmy po prostu mniejsze zło- Dodał po chwili milczenia i zasiadł na jednym z krzeseł opierając się o oparcie. Chciał wierzyć, że może Robin w końcu mu wybaczy, zrozumie, może Ull wykaże się większym zrozumieniem i przekona ją do tego, że tak było po prostu bezpieczniej.
-A nie lepiej zostawić tego tak jak jest?- Rzucił, chociaż czuł, że zna odpowiedź na to pytanie.
............................................
Robin okładała dłońmi podłogę, była w jakimś amoku, który pchał ją do irracjonalnych decyzji. W pewnym momencie poczuła mocny ucisk w okolicy jej talii
-Puszczaj mnie erotomanie- Rzuciła w stronę Ulla próbując się mu uparcie wyrwać, musiała robić co kolwiek, wszystko aby coś poczuć nawet jeżeli miał być to ból. Kiedy ją odwrócił w swoją stronę próbowała go odepchnąć, ale trzymał ja mocno. Nie chciała na niego patrzeć, może bała się tego co zobaczy w jego oczach. Czy się jej bał, może sam był zdania, że jest nieprzewidywalna. Ten, jednak ją zmusił do tego. Uniosła lazurowe tęczówki w stronę jego oczu i z szeroko otwartymi z wściekłości oczami wysłuchała tego co miał jej do powiedzenia. Ciało dziewczyny nadal drżało od natłoku emocji, ale Ull mógł poczuć jak jej mięśnie delikatnie się rozluźniają, a ona zaczyna odchodzić od próby dalszej walki z nim.
-Nie z każdym jestem w stanie walczyć. I nie każdego chcę zmieść z powierzchni ziemi- Wyszeptała w jego stronę. Nie była taka w rzeczywistości. Chociaż wściekłość teraz przemawiała przez nią, i cholernie ciężko było jej zwalczyć pokusę, aby zlecieć ponownie na dół i złamać nos Clintowi, to kiedy złość jej przejdzie nie będzie chciała robić mu krzywdy. Tylko jak dalej ich relacje się ułożą. Jednego była pewna, nie miała ochoty teraz na jego obecność czy tłumaczenia. Dziewczyna wypuściła głośno powietrze z ust i oparła się czołem o klatkę piersiową mężczyzny. Przymknęła na chwilę oczy i wsłuchała się w jego równy oddech. Pomagało
-Jak myślisz, a co robię, cały czas próbuję, ale nie uda mi się to póki nie pozbędę się tego co wsadził mi do łba ten czarodziej. To się musi skończyć- Musiała ściągnąć z siebie ten kaganiec, tylko wtedy będzie mogła poczuć, że wreszcie jest sobą.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Jeśli dobrze rozumiem - zaczął. -Jakiś czarodziej wprowadził jakieś ograniczenia do twojej głowy… - wywnioskował. Bliskość Robin działała na niego w niezrozumiały dla niego sposób. Przecież nie łączyło ich nic nadzwyczajnego. Dwoje ludzi, seks. Nic poza tym. Jednak kiedy ruda oparła czoło i jego klatkę piersiową musiał włożyć więcej energii w to by nie okazać żadnej emocji. Położył dłoń na tyle jej głowy lekko wsuwając palce w jej włosy. Westchnął głęboko.
- Mozme faktycznie palenie wszystkich dookoła to słaby pomysł - stwierdził prychając cicho. - Skończy się. Coś wymyślimy. Ok? - słowa upadły z jego ust zanim zdążył pomyśleć nad ich sensem. Zagryzł dolna wargę, ale ten lekki ból nie był wstanie obudzić w nim zdrowego rozsądku, bo znów pakował się w coś nad czym nie miał kontroli.
- Na dole siedzi ekspertka od magii umysłu. Ja też coś tam wiem. Co dwie głowy to nie jedna- dodał kończąc myśl. Do głowy wpadł mu pewien pomysł. Uśmiechnął się cwaniacko.
- A teraz wychodzimy- powiedział odsuwając się od dziewczyny. - Zbieraj się - rzucił podchodząc do okna.
………..
- Jak ona ma panować nad sobą skoro nie rozumie co się z nią dzieje? - zapytała z rezygnacją w głosie Addie. Nie rozumiała wyboru Avengersów. To nie był dobry sposób na rozwiazanie problemu. Czas się kończył co to za… wtedy niczym uderzenie pioruna wróciło do niej wspomnienie kiedy Loki musiał poddajcie niemożliwą decyzje. Ona i Ubbe umierali, a Loki musiał podjąć decyzje kogo medyczki mają ratować. Cholera. Dlaczego w życiu pojawiają się takie wybory. Jaki w tym jest cel? Kto decyduje o tym czy coś jest dobrym wyborem lub złym? Skąd bierze tą miarę?
Addie zmierzyła Clinta morderczym spojrzeniem, gdy zasugerował, żeby zostawić to tak jak jest. - Wiesz jak działają emocje? Każda z nich ma swoją granice. Swój szczyt. Normalnie kiedy odczuwasz którakolwiek z nich trwa to dosłownie kilka minut. Emocja osiąga swój szczyt i zanika, opada. Nie czujesz tego, bo to tak naturalne jak oddychanie. Ta blokada zatrzymuje emocje w miejscu nie pozwala jej dobić do szczytu by mogła opaść. Zatrzymanie powoduje, że odczuwa wszystko dłużej. Dlatego tak długo potrafi być obrażona, zła, wściekła. Jej umysł czuje, że już powinna dojść do siebie ale nie może ponieważ emocje się w niej kłębią- próbowała mu wyjaśnić.
- Nie zostawię tego tak. Jeszcze nie wiem co zrobię, ale coś wymyślę - powiedziała krzyżując ręce na piersi. Najpierw przydała by się jej solidna drzemka, a kiedy wypocznie pochyli się nad problemem.
Offline
Clint westchnął ciężko, kiedy dostał dość solidny wykład na temat tego czym tak naprawdę były emocje. Nigdy nad tym tak mocno się nie zastanawiał. Dla niego było to coś naturalnego co po prostu się działo. Nie przypuszczał, że ograniczenie ich może doprowadzać do takich sytuacji. Naprawdę wtedy wszyscy byli przekonani o tym, że jej pomagali, teraz się okazywało, że wręcz przeciwnie. Wyrządzili jej jeszcze większą krzywdę.
-Cholera...- Mruknął łucznik i ukrył na chwilę twarz w dłoniach -To by wiele wyjaśniało czemu wcześniej sobie radziła lepiej. Owszem miała niekontrolowane napady szału, miała tendencje do demolowania, ale...kurwa- Wyrwało się z jego gardła
-Ten jej pociąg do głupich i niebezpiecznych rzeczy, rozładowywała tak napięcie. Dlatego Stark ją wtedy tak przewiózł po mieście, dlatego zawsze się jej nastrój poprawiał, kiedy dostawała zastrzyku adrenaliny- Czemu na to nie wpadł wcześniej, dlaczego nie połączył kropek. Nie była wcale lekkomyślna, robiła to co wiedziała, że podziała aby nikomu nie stała się krzywda.
....................................................
Kiedy sam Ull przyznał, że pomysł z paleniem wszystkich dookoła nie jest najlepszym pomysłem z ust dziewczyny wydobyło się ciche parsknięcie, a jej kąciki ust uniosły się nieco do góry.
-Tak, zdecydowanie jest to kiepski pomysł- Rzuciła w jego stronę, a jej oczy nieco się uspokoiły tak samo jak mimika. Spoważniała, jednak kiedy mężczyzna rzucił w jej stronę słowami, które normalnie mogły być odebrane niemal jako obietnica. Faktycznie nie była z tym sama i chyba teraz zdała sobie z tego sprawę. Addie spróbuje jej pomóc, znała się na tym, rozumiała ją może nawet lepiej niż ona sama siebie. Wzięła kolejny głęboki wdech i wypuściła powietrze z płuc. Podskoczyła kilka razy w miejscu i w dość komiczny sposób zaczęła machać rękoma zupełnie tak jakby próbowała zrzucić z siebie mrówki, które właśnie ją oblazły. W rzeczywistości chciała po prostu zrzucić nieco z tonu, pozbyć się resztki frustracji jaka nią przed chwilą zawładnęła. Nim, jednak zdążyła coś powiedzieć Ull postanowił ją zaciągnąć w stronę okna oznajmiając, że wychodzą. Robin zmarszczyła brwi i spojrzała na nieco zdemolowany pokój. I tak nie miała ochoty wracać na dół, bo bała się, że Clint tego spotkania mógłby nie przetrwać. Dlatego wyskoczyła z okna za Ullem lądując na kamiennym podłożu.
-Dokąd idziemy?- Zapytała się go w końcu wyraźnie zaciekawiona, ale również zdziwiona.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Cierpliwości Biedroneczko - uśmiechnął się półgębkiem. Ull kiwnął głowa na znak, żeby za nim poszła. Trzeba było oderwać myśli od problemów, co jest lepszego iż odrobina ryzyka. Ull prowadził Robin przez ulice miasta powili zbliżając się do jednego z jego krańców. Stanęli na skraju stromej górki. Pod nimi znajdował się tor w kształcie owaka. Po wydeptanej piaszczystej drodze jeździły zaprzęgnięte wozy. Krasnoludy i elfy kręciły się w koło toru. Gwar rozmów nosił się aż do uszu Ulla.
- Witaj na wyścigach wozów - powiedział z lekkim uśmiechem. - Chodź zaraz się zacznie - szturchnął ją lekko w ramie po czym ruszył dół. Kiedy byli już na dole Ull poprowadził ją do miejsca, gdzie stały wozy. Przy jednym z nich kręcił się znajomy krasnolud.
- Hargi… wszystko gotowe? - zapytał podchodząc do wozu, na którego czele stały dwa konie.
- Gotowe.. a żeś znalazł sobie rozrywkę. Mało ci adrenaliny? - burknął z nadąsana miną blond krasnolud.
- Lubię życie na krawędzi, ale nie ja dziś prowadzę - powiedział po czymś zwrócił wzrok na Robin. Poklepał dłonią ławkę woźnicy.
- Wskakuj mała. Czas złapać za lejce.
……………..
Addie nie miała już sił na kłótnie. Widziała, że do Clinta doszło to co zrobili jej niby przyjaciele. Była zadowolona, że jej tłumaczenia na coś się zdały.
-Dokładnie dlatego - skomentowała. - Czeka nas kilka trudnych chwil. Ona od nowa będzie musiała poznać siebie. Dobrze wiem co to znaczy, ale nie będzie sama. Będę ja wspierać, przekaże jej moja wiedzę. Mam nadzieje, że jej wystarczy by jej pomóc - powiedziała masując powoli skronie. Zaczynała odczuwać ból głowy. Pierwszy dzień poza lecznicą i już zdążyła zaliczyć atak paniki i intensywną kłótnie. Nie miała siły dłużej siedzieć.
- Wiem, że ci na niej zależy. Ona ciebie potrzebuje, nawet jeśli nie powie teraz tego głośno - próbowała się lekko uśmiechnąć. Zrobiła pierwszy krok i wtedy do objawów dołączyły zawroty głowy. -Cholera - zaklęła. -Pomożesz mi? Muszę się położyć - zapytała cicho. Była pewna swojego stanowiska, i widziała, że Clint żałuje podjętej wtedy decyzji. Miała nadzieje, ze jakoś się dogadają z Robin. To co zamierzała zrobić bylo niebezpieczne. Dlatego ważne było zachowanie w drużynie spokoju.
Offline
Robin szła za Ullem i próbowała z jego zadowolonej miny odczytać co kolwiek. Wiedziała, że możliwości pomysłów u niego były wręcz nieskończone, więc tak naprawdę nie miała pojęcia co też znowu wymyślił. Jednego była tylko pewna. Raczej nie udadzą się na romantyczny spacerek za rączki, co z resztą nawet jej odpowiadało. Nie przepadała za takimi wyrzutami nagłego romansu, kojarzyło się jej z tymi wszystkimi filmami jakie miała nieprzyjemność oglądać.
Kiedy w końcu przystanęli, a oczom Robin ukazał się tor wyścigowy wybałuszyła oczy. Spodziewała się niemal wszystkiego, ale to nawet przez chwilę nie przeszło jej przez myśl
-A już zaczęłam podejrzewać, że w kolejnym burdelu chcesz robić zadymy- Rzuciła w jego stronę i uśmiechnęła się delikatnie. Musiała przyznać, że ten wybór był dużo lepszy, jednak najlepsze dopiero miało nadejść. Zaczęli schodzić prosto w dół prosto na tor, gdzie Robin spotkała znanego jej już krasnoluda. Uśmiechnęła się do niego lekko i pomachała dłonią w geście powitania. Przez moment sądziła, że może będą tylko obserwować, albo to Ull zapragnął trochę poszaleć, kiedy ten jedna z pełną świadomością swoich słów oznajmił, że to nie on jest dzisiaj kierować, dziewczyna spojrzała na niego spode łba wyraźnie zdziwiona.
-Ull, ale ja nie umiem- Odpowiedziała mu, jednak stanowczość mężczyzny przekonała ją do tego, aby zająć miejsce woźnicy.
-Jeździłam w swoim świecie na motorach i samochodami, pilotowałam też odrzutowiec, ale to- Wśród tych wszystkich maszyn, jakie wymieniła a które dla Ulla mogły brzmieć w dość obcy sposób odkryła pewien absurd. Miała do czynienia z wieloma pojazdami, ba nawet statek kosmiczny obsługiwała, a nagle doszła do wniosku, że drewniany wóz z końmi nagle ją przerósł. Uśmiechnęła się lekko po czym chwyciła lejce w dłonie.
......................................................................................
-Wiesz, że jej nie zostawię- Powiedział do Addie. W końcu nie ryzykowałby swojego życia, nie zostawiłby za sobą spokojny rodzinny dom, gdyby Robin była mu obojętna i miał nadzieję, że kiedy dziewczyna się uspokoi, również to zrozumie. Dzień jak zwykle był pewien emocji, co najwyraźniej dało się we znaki Addie. Łucznik od razu wstał z miejsca i pomógł jej odzyskać równowagę po czym poprowadził schodami na górę podprowadzając prosto do jej pokoju. Kiedy się pożegnali miał nieodpartą ochotę, aby wejść do pokoju Rudej. Chciał sprawdzić jak się czuje, czy Ullowi udało się jakoś ją uspokoić, ale ostatecznie machnął na to ręką. Czuł, że gdyby dziewczyna go zobaczyła ponownie by się wściekła, chciał dać jej trochę czasu.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull podszedł do ławy woźnicy i oparł się ręka o bok wozu
- Skąd wiesz skoro nie próbowałaś ? - zapytał lekko wyruszając ramionami. - Jak chcesz złapać za wyimaginowane lekce skoro boisz się złapać za te prawdziwe? - dorzucił podchodząc do zaprzęgu sprawdzając czy wszystko jest faktycznie gotowe.
- Umiem zaprzęgnąć konie - oburzył się krasnolud.
- Ufaj, ale sprawdzaj - rzucił Ull zatrzymując się z drugiej strony zaprzęgu. - Wyglada na to, że dobrze. Ładuj się na pakę -kiwnął głowa do krasnoluda.
Wozy zaczęły ustawiać się do startu, więc nadszedł czas, żeby ruszyć się z miejsca.
- Ale śmieszne - wymamrotał pod nosem Hargi.
- Krasnoludy są jak dzieci. Tyle, że mają brody i śmierdzą - rzucił Ull w stronę Robin po czym ruszył na tył wozu. Pomógł druhowi wdrapać się na pakę po czym sam na nią wskoczył. Usiadł za Robin.
-Ruszaj Biedroneczko. Powoli. Pognaj konie do jazdy - powiedział łapiąc jedna ręka za lejce tuż obok jej dłoni. Pokazał jej właściwy ruch po czym puścił skórzany pasek. Wór ruszył lekkim szarpnięciem w stronę lini startu. Ull jeszcze raz złapał lejce kiedy trzeba było ustawić wóz.
- Musimy objechać bo się nie wciśniesz pod tym kątem. - powiedział rozglądając się czy może wykonać manewr. - Widzisz, to proste, chcesz jechać w prawo ciągniesz prawą rękę do siebie. Hamujesz ciągnąć obie ręce do siebie. - tłumaczył pokazując jej każdy ruch. - Konie cię posłuchają, ale musisz być stanowcza. Ty tu rządzisz- dodał po czym wrócił na tył wozu.
- Idziemy na piwo? - rzucił w stronę krasnoluda zeskakując z paki. Hargi wreszcie poweselał i poszedł w ślady kompana.
……
Addie powoli stąpała po schodach z asekuracją Clinta. Kręciło się jej w głowie i nie miala już sił na ciągniecie sprzeczki. Kiedy dotarli do drzwi jej pokoju odwróciła się do niego przodem.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Kiedy ona ochłonie porozmawiacie na spokojnie - uśmiechnęła się do niego lekko. - Dobranoc - dodała i otworzyła drzwi pokoju. W środku panował przyjemny chłód. Kobieta podeszła do okna i otworzyła je chłonąc ciepłe powietrze.
Rozebrała się z sukni, zostając jedyne w halce. Łóżko było starannie zaścielone, a pościel czysta i świeża. Zanim sie położyła doszła do torby i wygrzebała z niej złoty medalion. Ścisnęła go w dłoni. Powłóczyła nogami w stronę łóżka i wślizgnęli się pod kołdrę. Kiedy ułożyła sie wygodnie otworzyła puzderko i spojrzała na umieszczone tam zdjęcia. Zatrzymała wzrok na Lokim.
- A ty co byś zrobił? Jak to rozwiązał? - zapytała na głos choć nie oczekiwała odpowiedzi. Blondynka wiedziała, że Loki zawsze miał jakiś plan. Przydałaby się jej teraz jego wiedza i dociekliwość. Uśmiechnęła się lekko. Po zamknięciu medalionu zacisnęła go w dłoni i włożyła pod poduszkę.
Offline
Jedno trzeba było Ullowi przyznać, umiał wejść jej na ambicje. Kiedy tylko wspomniał coś o strachu zmarszczyła brwi
-O mnie można powiedzieć wiele rzeczy, ale akurat nie to, że się boję- Rzuciła w jego stronę nieco oburzonym tonem. Strach, chociaż teoretycznie przydatne uczucie, które chroniło przed zagrożeniem czy zrobieniem czegoś głupiego, jej nie pomagał. Nie lubiła tego uczucia, bo czuła, że ją ogranicza, z resztą często tak było. Ludzie przez strach nie pozwalali sobie na trochę szaleństwa, przez co omijała ich cała masa fajnych rzeczy.
-O ty...- Rzuciła w jego stronę kiedy zdała sobie sprawę z tego, jak dobrze Ull to wszystko rozegrał -Umiesz wjeżdżać na ambicje- Rzuciła w jego stronę, ale na jej ustach mimo wszystko błądził delikatny uśmiech. Drgnęła lekko, kiedy mężczyzna chwycił jej dłonie, aby dać kilka wskazówek jak sobie radzić. Musiała przyznać, że faktycznie nie było to takie trudne, a przynajmniej w teorii nie było trudne. Mogła się domyślić, że Ull będzie chciał swoje słowa potwierdzić w teorii, uwielbiał mieć rację, i chociaż ją to wkurzało, to koniec końców zazwyczaj była mu wdzięczna za to, że nie traktował jej jak porcelanowej lalki, z którą trzeba się obchodzić jak z jajkiem. Nawet jeżeli upadnie i stłucze sobie zadek, to przecież jeszcze nikt od tego nie umarł. Ustawili się do linii startu, gdzie stanęli również inni zawodnicy. Otworzyła, jednak szerzej oczy kiedy usłyszała, że Ull najwyraźniej nie zamierzał jej towarzyszyć w tym wyścigu. Rzucił ją na głeboką wodę i miał zamiar najwyżej obserwować czy dziewczynie uda się utrzymać na jej powierzchni.
-Nie spij się tylko znowu, ciężki jesteś- Rzuciła w jego stronę i posłała wesołe spojrzenie. Odprowadziła ich spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na tor i zacisnęła lejce w dłoniach. Rozejrzała się uważnie po pozostałych zawodnikach. Była tutaj jedyną kobietą. Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem jednego z krasnoludów, którego ruda broda sięgała mu niemal do kolan. Dostrzegła na jego twarzy podłużną bliznę, która została mu najpewniej, bo jednej z wielu awantur. Uśmiechnęła się lekko, ale ten jedynie spojrzał na nią z wyższością, a i nawet swoistym rozbawieniem, które najpewniej wynikało z tego, że już był pewien, że pokonanie kobiety nie będzie niczym trudnym.
Robin wzięła głęboki wdech i czekała na sygnał, który sprawi, że nagle wszyscy ruszą. Czerwona flaga trzymana przez jednego z krasnoludów poszybowała w dół, a ona zdając się na to co podpowiadało jej ciało strzeliła głośno lejcami, które z trzaskiem uderzyły o grzbiety koni, które zarżały niespokojnie i galopem popędziły, przed siebie wzbijając w powietrze tumany kurzu. Pęd powietrza uderzył ją w twarz, rude pasma włosów rozwiały się, a w oczach stanęły łzy.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull odwróciła się w stronę rudowłosej z oburzeniem. Jednak po chwili uśmiechnął się półgębkiem.
- Tylko nie spadnij z wozu. Jak się potłuczesz to ja będę musiał cię nieść, a wiesz.. powiedzmy, że do wagi piórka ci daleko - odgryzł się, po czym odszedł z krasnoludem w stronę zastawionych stołów. Zapłacili za napoje i usiedli przy pustym stole najbliżej toru, by mieć dobry widok na pędzące wozy. Ull usiadł przodem do toru, a Hargi naprzeciw niego.
Szatyn uniósł kufel do ust i upił łyk gorzkiego piwa.
- Rzuciłeś ją na głęboką wodę? A jeśli sobie nie poradzi - zagadał go krasnolud.
- Czemu miałaby nie? - odparł wzruszając ramionami. Rozsiadł się na ławie dotykając plecami drewnianego oparcia. Obserwował start wozów. Robin ruszyła z sporym szarpnięciem, ale jej skupiona mina napawa go spokojem. Wiedział, że sobie poradzi.
- To do ciebie niepodobne. Tak przejmować się losem innych - rzucił krasnolud z rezerwą.
Ull spojrzał na krasnoluda przenikliwym wzrokiem.
- Niby czemu? - zapytał próbując się roześmiać. Jednak nie do końca mu to wyszło.
- Daj spokój, wiem że nie jesteś tym za kogo się podajesz - nie odpuszczał Hargi.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi?- próbował dalej grać w swoją grę, jednak ciało jak na złość nie chciało go słuchać. Spiął się cały, mocno zacisnął dłonie na kuflu.
Westchnął głośno.
- Kiedy się domyśliłeś? - zapytał gając za wygrana.
- Kiedy przyszedłem do gospody. Ull nie tak by postąpił. Jest honorowy. Nie po drodze mu z brutalnością - wyjaśnił z powagą krasnolud.
- Może i racja - skrzywił się. Starał się pokazać, że mało obchodzą go spostrzeżenia Hargiego, ale musiał walczyć z chęcią zabicia krasnoluda tu i teraz.
- Co tu robisz? Tak naprawdę? - zaciekawił się niskorosły.
- To co mówiłem -odpowiedział łapiąc kolejny łyk piwa.
- Jasne - uśmiechnął się drwiąco blondyn.
- To twoja sprawa, w co wierzysz - wzruszył ramionami. Ull.
- To co teraz, zabijesz mnie? - zapytał coraz bardziej zestresowany Hargi.
- A muszę?
- To chyba nie moja decyzja - odpowiedział rozglądając się bacznie dookoła. Mógł sie spodziewać dosłownie wszystkiego.
- Powiedzmy… - zaczął Ull pochylając się nad stołem - Jeśli mnie wydasz. Odnajdę wszystkich twoich krewnych. Każdego zabiję jak psa. Zostawię tylko jednego męskiego potomka. Wrócę za jakieś stulecie, zrobię to samo i znów odejdę. I tak w kółko - zagroził smakując każde wypowiadane przez siebie słowo.
- Czy to wystarczająca zachęta do trzymania gęby na kłódkę? - zapytał mierząc krasnoluda zimnym spojrzeniem.
Po plecach Hargiego przeszedł dreszcz.
- W zupełności - odpowiedział krasnolud.
- Dobrze - powiedział znów rozkładając się na ławie. Wyścig powoli zbliżał się ku końcowi. Robin parła do przodu.
- Zabiłeś go? Ulla? - zapytał smutno krasnolud.
- Nie żyje, ale nie ja go zabiłem. Nie przeżył przeprawy. Kiedy wypadliśmy z portalu on już nie żył - wyjaśnił.
Hargi wypił kolejny łyk piwa. Jeszcze jedna informacja pchała mu się na usta, ale ni mógł znaleźć słów by przekazać towarzyszowi nowiny ze stolicy. Mruknął przeciągle i wyzerował piwo.
- Następne? - zapytał Ulla, a ten pokiwał głową i podsunął kufel w stronę krasnoluda. W wyścigu została ostatnia prosta.
Offline
Robin, chociaż z początku radziła tak sobie, to w końcu najwyraźniej zaczęła załapywać, o co w tym wszystkim chodziło. Co jakiś czas unosiła się nieco znad siedziska, aby z głośnym okrzykiem ponaglić konie. Stukot kopyt odbijał się hukiem w jej uszach, wiatr chłostał po twarzy, a ona z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się przed siebie. Wóz lekko podskakiwał na nierównościach i wybojach, a kiedy poczuła mocniejsze szarpnięcie, klapnęła ponownie na drewnianą ławkę. Czasami trochę zwalniała, aby wprowadzić w wyraźny błąd innych swoich przeciwników, a kiedy odwracali głowę w jej stronę, po prostu strzelała ponownie lejcami, a konie z głośnym parsknięciem przyspieszały.
-Nara złamasy- Rzuciła w stronę kilku krasnoludów i elfów, których wyminęła. Nie liczyła nawet tego, ile okrążeń już zrobiła, po prostu gnała na złamanie karku, zupełnie tak jakby chciała zostawić za sobą wszystkie problemy, jakie do tej pory zajmowały jej myśli. Czuła się zupełnie jak tamtego dnia, kiedy razem z Clintem zwinęli jeden z motorów Starka i wybrali się na przejażdżkę. Były moment, w których byli niemal o milimetr od śmierci, ucieczka przed policją dodawała temu wszystkiemu jedynie jeszcze więcej adrenaliny. W pewnym, jednak momencie poczuła mocne szarpnięcie w bok. Straciła równowagę i przechyliła się w bok, a jej głowa zatrzymała się dosłownie milimetr od kręcącego się z wielką prędkością koła. Uniosła nieco głowę, aby spojrzeć co ją, tak zepchnęło i dostrzegła tego samego krasnoluda, który widocznie za punkt honoru założył sobie to, że nie przegra z babą. Zmarszczyła brwi i kiedy próbowała wrócić na swoje miejsce, ten znowu w nią wjechał, chcąc zrzucić z wozu.
-Cholera- Stęknęła, kiedy już o mało co nie wypadła, ale w ostatniej chwili chwyciła się brzegu wozu. Wisiała na jego boku, podkulała nogi, aby te nie dotknęły ziemi, bo w przeciwnym razie mogła załatwić sobie połamane nogi. Dyszała ciężko z nadmiaru adrenaliny, ale również z wysiłku, jaki musiała włożyć, aby dalej się utrzymać na wozie. Jeszcze kilka uderzeń, a wóz zaczął niebezpiecznie zbaczać z toru.
-Nic z tego- Mruknęła do siebie i chwyciła się drugą dłonią za brzeg wozu, po czym z całej siły podciągnęła się, wskakując ponownie na swoje miejsce. Chwyciła lejce pewnie w dłonie i tym razem to ona skręciła, odpychając nieco wóz krasnoluda w bok. Krasnolud nie miał, jednak zamiaru jej odpuścić, bo chwycił bata, którym poganiał swoje konie i zamiast w ich stronę strzelił prosto w Robin. Dziewczyna uchyliła się lekko, ale bat smagnął jej policzek. Poczuła jak z rozcięcia, zaczęła spływać ciepła krew. Przed kolejnymi ciosami osłoniła głowę jedną ręką. Musiała coś wymyślić, bo w przeciwnym razie ten psychol, albo zatłucze ją, albo zrzuci. Dostrzegła, jak bat znowu unosi się w powietrze. Wyciągnęła dłoń, a jego smagło owinęło się na przedramieniu dziewczyny, zaciskając się mocno. Skórzany rzemień werżnął się w jej skórę, zaciskając się mocno. Syknęła cicho z bólu, ale starając się go ignorować, chwyciła dłonią za bat i po prostu szarpnęła nim mocno, chcąc wyrwać go z ręki krasnoluda.
-Ty chyba nie wiesz, kogo właśnie wkurzyłeś- Warknęła do siebie i szarpnęła batem mocno, wyrywając go w końcu z żelaznego uścisku krasnoluda, który spojrzał na swoją dłoń wyraźnie zdziwiony. Jej przeciwnik znowu w nią wjechał, a ona usłyszała głośny trzask w swoim wozie. Jedno z kół zaczęło rzęzić, aż w końcu odpadło i zostało gdzieś w tyle. Mocne szarpnięcie znowu podrzuciło nieco jej ciałem, ale ona tym razem była na to przygotowana. Przecież bywała już w podobnych sytuacjach. Przechyliła się razem z wozem w bok. Starając się trzymać równowagę. Jedno koło jej w zupełności wystarczało. Spojrzała w stronę krasnoluda, który nieco ją wyprzedził. Zmarszczyła brwi tak mocno, że na jej nosie pojawiły się niewielkie zmarszczki. Nie mogła pozwolić mu wygrać. Utrze mu nosa, chociażby sama miała ostatecznie zlecieć z tego wozu. Wtedy wpadło jej coś do głowy. Spojrzała na oś kół wozu krasnoluda i wzięła głęboki wdech. Utkwiła w kawałku drewna przenikliwy wzrok, aby trochę podgrzać jej temperaturę. Delikatna smuga dymu zaczęła się unosić, aż w końcu buchnął płomień. Takie rzeczy w końcu się zdarzały. Trzeba było sprawdzić nieco lepiej wóz, nim się ruszyło. Krasnolud stracił na chwile swoje skupienia co Robin wykorzystała, ponagliła ponownie konie, które przyspieszyły tempa. Dostrzegła już linię mety na której ustawił się krasnolud z czerwoną flagą, aby przez jej opuszczenie ogłosić zwycięzce.
-Jeszcze trochę- Mruknęła do siebie i otarła z policzka smugę krwi, która cały czas spływała w dół. Skupiła się tylko na tym jednym punkcie, nie oglądała się za siebie, nie interesowało jej to co tam zostawiła. W końcu pociągnęła za lejce, a konie wryły się kopytami w ziemię. Poczuła mocny uskok, wóz opadł na drugą oś w której brakowało koła, i zachwiał się niebezpiecznie. Dziewczyna tracąc kontrolę oraz podparcie w postaci siedziska, nawet nie wiedziała kiedy wyleciała z wozu. Jedyne co zdążyła zrobić to osłonić swoją głowę przed upadkiem. Przetoczyła się przez ziemię czując jak ból w jej ciele wyraźnił swój sprzeciw na tę formę rozrywki. Legła na ziemi dysząc ciężko. Miała mocno zaciśniętę powieki. Nie wiedziała co się, wydarzyło czy się jej udało, czy nie. Oklaski i krzyki widowni dochodziły do niej jak zza ściany
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Czekając na Hargiego Ull zaczął obserwować wyścig, kiedy dostrzegł Robin pędząca uszkodzonym wozem wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Ostatni prosta, Ruda przekroczyła linie mety w momencie, w którym spadła na ziemię.
Hargi zdążył postawić kufle na stole, kiedy Ull podniósł się z ławy i przeskoczył przez blat stołu zwalając kufle. Hargi dopiero po chwili zorientował się co się stało i popędził za Ullem. Mężczyzna odetchnął z ulga, kiedy zobaczył, ze dziewczyna się rusza. Czyli nie musiało być tak tragicznie jak wyglądało. Ull klęknął przy Robin odwracając jej głowę w swoją stronę. Jego dłonie po chwili pokryła krew.
- Żyjesz? Robin, spójrz na mnie. - próbował ją ocucić.
- Co z nią? - zapytał zdyszany Hargi.
Offline
Dziewczyna drgnęła lekko kiedy usłyszała znajomy głos. Jęknęła cicho, ale po chwili otworzyła zaciśnięte powieki i spojrzała na Ulla
-Teraz wiem, jak się czuliście kiedy to ja miotałam wami po ziemi- Zażartowała i zaśmiała się, ale ból ciała dał o sobie szybko znać. Mimo wszystko postarała się to zignorować i podparła się dłońmi, aby dźwignąć się z ziemi i przenieść do siadu. Przystawiła dłoń do swojego boku, który pulsował bólem, ale mimo wszystko uśmiechnęła się do mężczyzny lekko. Była brudna i cała zakurzona, na nieco odsłoniętym brzuchu widniało kilka zadrapań tak samo jak na twarzy. Szybkim ruchem dłoni otarła usta, a po chwili wypluła ślinę wymieszaną z odrobiną krwi.
-Nic mi nie jest- Dodała -Przywykłam do spadania z różnych rzeczy- Spojrzała w stronę swojego wozu. Stał razem z końmi, które tak samo jak ona dyszały ciężko ze zmęczenia. Za nimi stał krasnolud, który najwyraźniej nie mógł uwierzyć w to co się stało, co postanowił okazać w dość dziwny sposób, bo kopnął z impetem w koło swojego wozu, co po jego minie dziewczyna mogła wywnioskować, że nie wiele mu dało. Zaśmiała się cicho na ten widok i spojrzała na Ulla a zaraz potem na krasnoluda, który do nich dobiegł.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Hargi wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał ją Ullowi, który przyłożył ja do policzka dziewczyny ścierając krew.
- Ale nie ruszaj się… muszę zobaczyć czy nie trzeba szyć -powiedział podtrzymując jej twarz drugą dłonią, kładąc ją na policzku dziewczyny.
- Nie wygląda źle - stwierdził przyglądając się ranie. - Chodź, czas na uniwersalne lekarstwo - dodał pomagając się jej podnieść. Złapał ja za ręce i pomógł dźwignąć na równe nogi.
- Widzę, że i ty nie umiesz wytrzymać bez dreszczyka - rzucił Hargi uśmiechając się.
- Robin zawsze spada na cztery łapy - odpowiedział za nią Ull. - Wypijemy jeszcze po piwie. Coś czuje, że zostanie ze mnie mokra plama, jak Addie zobaczy w jakim stanie wrócisz, dlatego ja też muszę się napić, żeby to przetrwać. Zasuwaj Biedroneczko do stołu. - kiwnął do niej z lekkim uśmiechem. - Pomóc ci?
Offline
-Daj spokój, to nic takiego ledwie draśnięcie- Rzuciła w jego stronę, ale Ull wydawał się jej nie słuchać, bo od razu wnikliwym wzrokiem spojrzał na rozcięcie na jej policzku
-Chociaż ty pewnie byś wolał, aby zszycie by się przydało- Powiedziała z uśmieszkiem. Ewidentnie nawiązywała do ostatniego incydentu, w którym to ona musiała Ulla poskładać do kupy.
-Czasami to jedyny sposób, aby poczuć, że się żyje- Odpowiedziała krasnoludowi. Robin z drobną pomocą Ulla wstała na nogi, które lekko ugięły się pod jej ciężarem, ale ostatecznie udało się jej odzyskać równowagę.
-Coś czuję, że Addie ci odpuści- Powiedziała i lekko utykając, ruszyła w stronę lóż, gdzie nadal siedzieli ludzie, rozprawiając przy stolikach o tym czego właśnie byli świadkami.
-Daj spokój, nie jestem tak stara jak Clint- Powiedziała, kiedy ten zaoferował swoją pomoc w dotarciu na miejsca. Z wyraźną, jednak ulgą na twarzy siadła z cichym jękiem na ławce i trzymając się nadal za bok, odchyliła głowę nieco do tyłu, aby opanować swój oddech. Kątem oka spojrzała na pręgę, która czerwienią odbijała się na jej przedramieniu. Nawet nie przypuszczała, jak bardzo potrzebowała takiego wyżycia się. Grzeczne i spokojne siedzenie w miejscu nie leżało w jej naturze, a teraz jej myśli miała wrażenie, że w końcu zaczynały biec w bardziej spójny sposób.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
Ull prychnął na wzmiankę o szyciu rany.
- A ta tylko o jednym - westchnął wesoło kręcąc głową. - W takim razie maszeruj - machnął ręką w stronę stołu.
Hargi usiadł na przeciwko Robin, a Ull zniknął na chwile w tłumie. Wrócił niosąc trzy duże kufle. Postawił je na stole, po czym usiadł obok Robin.
- Na zdrowie przyjaciele, za zwycięstwo - powiedział Ull unosząc kufel. Po czym umoczył usta w alkoholu.
- Jak tam twoja klitka Hagri? Palisz już w piecu? - zapytał przerywając ciszę.
- Czekam na pozwolenie - odpowiedział ostrożnie.
- Dobrze.. - westchnął rozkładając się na ławie. - Mówisz, że w stolicy ci nie szło.. może tutaj się ustatkujesz.. Zobaczysz, kuźnia zacznie przynosić zyski Poznasz jakąś miłą dziewczynę, bez wysokich oczekiwań, Niezbyt bystrą, pozbawioną węchu.
Hargi walnął dłonią w stół.
- Do ragnaroku będziesz mi wypominał ten wypad? Nie muszę przypominać, że nie wlazłem tam w własnej woli. Zostałem wepchnięty - oburzył się, ale po chwili roześmiał razem z Ullem.
- I co więcej jej nie spotkałeś?
- Wyprowadziła się - odpowiedział z uśmiechem. Mężczyźni znów zaczęli się śmiać.
Offline
Robin od razu chwyciła za kufel z piwem. Dopiero kiedy jej usta dotknęły płynu, zrozumiała jak bardzo zaschło jej w gardle od wdychania się tego kurzu, a i nie wykluczała, że podczas upadku mogła zjeść trochę piachu. Można powiedzieć, że prawię połowę kufla wypiła na raz, nie odrywając od niego nawet na chwilę ust. Odsunęła się od niego dopiero w momencie, kiedy pomiędzy Ullem a jego znajomym nawiązała się dość interesująca dyskusja. Spojrzała z wyraźnym zdziwieniem to na jednego to na drugiego, a ich rozbawienie jedynie rozbudził jej ciekawość.
-Co to za historia?- Zapytała się w końcu i odstawiła kufel na stole -Chociaż znając Ulla, to pewnie nic normalnego- Przyzwyczaiła się już do tego, że on nie był nudnym człowiekiem, przeważnie gdzie się pojawiał musiały pojawić się również jakies problemy, z których potem ostatecznie wszyscy się śmiali.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Oooo to było dobre - zaczął Ull wesoło.
- Zależy dla kogo - skomentował Hargi.
- Cicho, ja opowiem - uciszył go Ull. - Tamtym razem, byłem bardziej obserwatorem. To było tak dawno. Hargiemu spodobała się córka nadwornego kowala, a że był młody i jeszcze nie zaczął się uczyć fachu biedak to kombinował jak zaimponować damie serca. Po mieście zaczęła krążyć plotka, że stary troll zdechł jaskini pełnej skarbów. To prawdziwa gratka, ponieważ trole lubią gromadzić skarby. Poszliśmy szukać tej jaskini. Cóż, nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł, ale jak to asgardczycy mają w zwyczaju, trzymamy się razem póki nie przyjdzie dzielić się skarbami. Potem możemy się nawet pozabijać…
- Nie zapomnij o gwieździe dnia - napomknął Hargi z cwaniackim uśmiechem.
- Do tego zmierzam - westchnął ciężko. - Oczywiście nie mogło zabraknąć osoby, która zawsze pojawia się tam, gdzie coś się dzieje. Loki był wtedy z nami. Trzymał się z boku. A wiadomo, że jak Loki nie jest w centrum wydarzenia, to coś kombinuje. Rozbiliśmy obóz. Loki obudził nas i zaprowadził do jaskini. Capiło… - Ull skrzywił się na samo wspomnienie tamtego smrodu.
- Nagle zabrakło chętnych do sprawdzenia jaskini. Hargi zaczął się kłócić z nim o coś.. w sumie to mało istotne. Hargi był już gotowy, żeby odpuścić. Podeszliśmy jeszcze raz do wejścia. Kręciło się w głowie od tego smrodu. Nagle słyszę krzyk i Hargi znika w ciemnościach. Wepchnął go tam.
- Wepchnął to mało powiedziane. Trafił prosto w kręgosłup tym swoim buciorem - oburzył się Hargi.
- Oj tak.. - westchnął litościwie Ull - pech chciał, że Hargi zatrzymał się w gnijących zwłokach trolla. Czekaliśmy na niego trochę czasu.
- Było ciemno… - zawstydził się Hargi
- A tam ciemno.. W końcu wyszedł z tej jaskini. Ciężko dyszał, patrzył na nas jak obłąkany.. Nagle przemówił pokazując torbę z łupem “ panowie żenię się” . Wracaliśmy do miasta z kilometrowym odstępem. Tak śmierdział…- znów się skrzywł. - zatrzymywaliśmy się przy każdej rzece, ale nic to nie dawało. Zbliżyliśmy się do miasta. No nie mógł się pokazać tak wybrance. Poprosił bym zaniósł torbę pod drzwi. Zrobiłem to. Poczekałem aż dziewczyna otworzy drzwi. Kiedy zobaczyła podarunek zatrzasnęła drzwi za sobą. Jakieś pół godziny temu ogłoszono alarm, że troll wdarł się do miasta. - opowiadał Ull z coraz szerszym uśmiechem.
- Musiałem przez tydzień koczować w obozie przy rzece, aż ktoś będzie się mógł do mnie zbliżyć i nie zwymiotować. - dopowiedział wesoło Hargi. - Moja niedoszła narzeczona wystraszyła się, że to troll zostawił jej podarek. Wyprowadziła się.
Gdybyś widziała, jak donosiliśmy mu z chłopakami wino - roześmiał się Ull. - Nasza kreatywność nie znała granic - powiedział po czym wyzerował zawartość kufla.
Offline
Robin słuchała z wyraźnym zainteresowaniem całej historii, która, chociaż nie doczekała się swojego szczęśliwego zakończenia, to wybitnie dziewczynę rozbawiła.
-Loki ma talent do przyspieszania podejmowanych decyzji, niekonieczne na korzyść osoby, która je ma podjąć, ale ostatecznie, chociaż ma ochotę się go zabić, to nie wychodzi wcale tak źle- Ten Loki którego znała był trochę jak Ull. Również umiał wpakować ją w różne tarapaty, wystawiał na próby, aby coś jej udowodnić.
-Raz też miałam okazje poznać jego poczucie humoru. Wpakował mnie w kłopoty, a kiedy wyrzuciłam mU, że mogłam zginąć, to z uśmiechem na ustach odpowiedział "mogłaś, ale nie zginęłaś"- Zawsze miał na wszystko odpowiedź, i wręcz perfekcyjnie potrafił wybić argument z dłoni zaledwie jednym stwierdzeniem.
-A co do smrodu trolla, wiem, o czym mówicie- Sama przecież z Addie już na początku tej przygody musiały zmierzyć się z tym stworem. Robin wzdrygnęła się na samo wspomnienie zapachu jego krwi i tego jak później usilnie starały się domyć.
-Znajdziesz sobie kogoś- Powiedziała i klepnęła krasnoluda w ramię -Los potrafi być naprawdę przewrotny, wiem co mówię. Jednego dnia sobie żyjesz spokojnie, a drugiego na środku ulicy strzela cię piorun- Miłość była dość dziwna i cholernie skomplikowana. Pojawiała się w najmniej spodziewanym momencie, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline
- Być może - odparł krasnolud. - Dobra.. wracam do siebie. Muszę jeszcze skończyć szykować piec.. Miło było cię znów spotkać Robin. Ull - pożegnał się Hargi, po czym wstał z ławy i odszedł w stronę miasta.
Ull przeciągnął się na ławie.
- My też idziemy - powiedział stukając lekko w blat stołu. Podniósł się z ławy nucąc pod nosem melodie.
Poczekał, aż Robin podniesie się z ławy i ruszył powoli w stronę miasta. Szli wolnym krokiem ulicami miasta, które powoli zaczynało pustoszeć. Minęli grupę górników z kilofami zmierzających do jednego z szybów kopalni. Handlarze powoli zbierali swoje towary, składali stargany by udać się na spoczynek.
- Nadążasz? - zagadał przerywając ciszę. W jego głowie pojawiły się nagle nieprzyjemne myśli, dlatego wołał odwrócić swoja uwagę i porozmawiać z rudą.
Offline
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem na pożegnanie krasnoluda, a kiedy Ull zarządził powrót, chętnie na to przystała. Poczuła się zmęczona. Była obolała, a nadmiar emocji dzisiejszego dnia nieco ją wyczerpał. Ruszyła, za mężczyzną kuśtykając i co jakiś czas robiąc przerwy na to, aby złapać trochę oddechu. Miała wrażenie, że gdyby teraz kichnęła czy chociażby zakaszlała, to jej szkielet rozleciałby się w jej środku zupełnie tak jak szyba po stuknięciu w nią młotkiem. Jednak dość nieźel przywaliła w ziemię, ale myśl o tym, że jej się udało, że ten cholerny krasnolud, który próbował ją powstrzymać, dostał za swoje sprawiała, że na jej ustach błądził delikatny uśmiech, który tylko od czasu do czasu był wykrzywiany, kiedy ból mięśni dał o sobie znać.
-Powoli, ale do przodu- Odpowiedziała mu i spróbowała nieco sie wyprostować, ale na ten gest kręgosłup wyraził swój sprzeciw.
-Dawno nie miałam takiej zabawy- Odezwała się po chwili milczenia. Nie chciała, aby Ull sobie wytykał tego, że odprowadza ją pokiereszowaną. Naprawdę dobrze się bawiła, a przecież takie ryzyko zawsze niosło za sobą konsekwencje.
Clint Burton - #00BFFF
Feniks - #F65514
Torsten - #FF1493
Offline